Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski chce podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Ale mówi, że podwyżki nie będzie. Co się dzieje?
Od kilku tygodni Rafał Trzaskowski wysyłał do mediów sygnały, że podwyżka, jego zdaniem, jest konieczna. Odpowiadając na pytania dziennikarzy prezydent oceniał najpierw ostrożnie, że zmiany cen biletów powinny być co roku - niewielkie, ale systematyczne, później informował, że ZTM pracuje nad zmianą taryfy, następnie, że podwyżka powinna dotyczyć tylko biletów jednorazowych. Ale za każdym razem Rafał Trzaskowski zastrzegał, że decyzje podejmuje Rada Warszawy, choć radni niezmiennie od wielu miesięcy mówili tej podwyżce "nie". My dziennikarze czekaliśmy zatem na kolejny komunikat, że ratusz przygotował projekt uchwały i przedstawi go radzie. Otóż nie przedstawi... Żadnego głosowania nie będzie.
Dlaczego Trzaskowskiemu zależało na podwyżce cen biletów? Bo po decyzjach rządu pieniędzy w budżecie miasta jest o 1,7 mld zł mniej niż byłoby, gdyby zmian w podatkach i finansowaniu oświaty nie było (realnie z roku na rok budżet miasta jest większy, co wytknął ostatnio poseł I minister Sebastian Kaleta wyliczając, że w 2015 roku dochody Warszawy wynosiły 14 miliardów a w 2022 roku - 21 mld zł, w tym 14 mld zł od rządu), bo utrzymanie komunikacji z roku na rok pochłania więcej pieniędzy i dziś z budżetu trzeba dopłacać do niej 75 proc. (co realnie oznacza że wpływy z biletów pokrywają tylko 25 proc), wreszcie - bo samorząd zdaniem Trzaskowskiego, powinien pokazać, że z powodu złych decyzji rządu musi sięgać do kieszeni warszawiaków.
Ale co zatem z głoszonym przez Trzaskowskiego absolutnym priorytetem dla komunikacji? Kto powiedział, że warszawiacy nie chcieliby, by z ich podatków utrzymywać tanią, ale sprawną komunikację zbiorową, by była ona realną konkurencją dla samochodów? I odwrotnie - żadna podwyżka opłat nie zrekompensuje wszystkich kosztów utrzymania pojazdów i kierowców, bo wówczas bilet musiałby być horrendalnie drogi, więc po co w ogóle sięgać do portfeli mieszkańców i tak już dotkniętych wszechogarniającą drożyzną? To kwesta tylko decyzji politycznej na co przeznaczamy pieniądze z miejskiej kasy. Radni już zdecydowali - uchwalając budżet na 2022 rok przeznaczyli pieniądze na inwestycje i zaniechali podwyżki w biletach.
Z moich kuluarowych rozmów wynika, że swoje stanowisko radni zakomunikowali Trzaskowskiemu już dawno. I nic się nie zmieniło. Szef Stołecznej Platformy Obywatelskiej powtórzył to ostatnio "Gazecie Stołecznej", która optuje za droższymi podróżami. " To nie jest czas na podwyżki w komunikacji miejskiej" - stwierdził poseł Marcin Kierwiński. Trzaskowski przez trzy lata rządów w Warszawie nie zrobił nic, by zbudować sobie zaplecze polityczne w Radzie Warszawy. Liczył, że wspólnota partyjna wystarczy, że skoro Koalicja Obywatelska ma w radzie samodzielną większość, to przegłosuje wszystko, co prezydent chce. Nie przegłosuje. Trzaskowski się przeliczył. Podwyżki cen biletów nie będzie. Na razie. A śmiem twierdzić, że co najmniej do wyborów. Za tydzień natomiast zapadnie decyzja, czy zmienią się ceny w parkometrach i wzrosną kary za złe parkowanie. To jest, moim zdaniem, konsekwentny priorytet dla komunikacji miejskiej. Choć pewnie wielu kierowców się ze mną nie zgodzi...
Izabela Kraj
Polecany artykuł: