„Super Express”: - Panie prezydencie, jak jednym słowem określiłby pan Warszawę?
Rafał Trzaskowski: - Jednym? Wyjątkowa! To miasto dynamicznej zmiany, miasto, które ma aspiracje stać się najlepszym miejscem do mieszkania i spędzania wolnego czasu w Polsce. Do tej pory Warszawa prezentowała się jako najlepsze miejsce do pracy. Dziś budujemy Warszawę jako miasto z najlepszą jakością życia w kraju. Warszawę dla wszystkich.
- To proszę przedstawić wizję swojej Warszawy, całościową wizję, a nie jakieś poszatkowane fragmenty.
- Widzimy jak przez ostatnie kilkanaście lat Warszawa niebywale się zmieniła. Rozmawiając z warszawiakami słyszę, że oczekują, by w mieście było więcej zieleni, lepsze szkoły oraz jeszcze lepsza i bardziej uprzywilejowana komunikacja miejska. By ulice miasta tętniły życiem. Chciałbym, żeby Warszawa łączyła w sobie przeciwieństwa. Z jednej strony jest miastem dynamicznym, ale też miastem wytchnienia - jednym z najbardziej zielonych miast w kraju. Chcemy pęd życia codziennego harmonijnie połączyć z relaksem. Tworzymy miasto, które priorytetowo traktuje komunikację miejską - miasto przyjazne dla pieszych i rowerzystów, ale jednocześnie przystosowane dla kierowców, którzy na ograniczony czas muszą wjechać do centrum. Chcę, by Warszawa była najbardziej szczęśliwym miastem świata opartym o trzy priorytety. Warszawa jawi mi się jako stolica wygody, zieleni oraz wolnego czasu.
- Jak bym był złośliwy, to bym powiedział - dla każdego, coś miłego. Ale, że złośliwy nie jestem zauważę, że zgodnie z europejskimi tendencjami, ale też oczekiwaniami dużej części mieszkańców, zwęża pan ulice i stawia na komunikację miejską podkreślając jednocześnie, że chce przywrócić życie w centrum miasta. Ale, czy to wystarczy, by centrum miasta było dla ludzi, a nie tylko dla banków i urzędów? Zwężenie Świętokrzyskiej, czy remont Krakowskiego Przedmieścia pokazują, że to nie takie proste. Życie uciekło z centrum miasta.
- Po pierwsze nie zwężamy ulic - po prostu odpowiadamy na potrzeby nowoczesnego miasta, przywracamy równowagę. Aleje Jerozolimskie będą miały tę samą liczbę pasów na jezdni co do tej pory, ale będą inaczej używane. Będzie pas dla samochodów, dla komunikacji miejskiej, ścieżka rowerowa i szeroki chodnik dla pieszych. Proszę pamiętać, że za modernizowanym odcinkiem jest wąski most, więc i tak nie powstaną tam większe korki, bo nawet dziś Aleje na tej wysokości nie są pomyślane jako arteria przelotowa. Warszawa to miasto europejskie, a nie sowieckie. Pomysł, by ścisłe centrum miasta przecinały autostrady, po której pędzą samochody to całkowity anachronizm. Ale najlepiej przedstawić to na przykładach - weźmy Krakowskie Przedmieście, Świętokrzyską.
- Co z nią?
- Jej przebudowa też budziła wiele emocji i konfliktów, ale dziś zaczyna ona funkcjonować bardzo dobrze. Nie ma tam korków, bo ruch się rozłożył i powoli zaczyna na nią wracać życie. Dziś główny problem Warszawy jest taki, że funkcjonuje ona na zasadzie wysp aktywności i chodzi mi o to, żeby je ze sobą pozszywać. Zacznijmy od okolic Pałacu Kultury i Nauki, które za tej kadencji wreszcie się zmienią. Będziemy mieli prawdziwy plac miejski, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, normalne przejście dla pieszych w kierunku pasażu Wiecha. Właśnie rozstrzygnęliśmy konkurs na przebudowę i zazielenienie Chmielnej, zaczęliśmy pracę nad placem Pięciu Rogów. Sami przedsiębiorcy mają zmienić Pasaż Wiecha. Do tego jeśli ucywilizujemy Marszałkowską i Aleje Jerozolimskie stworzymy jedną całość - tętniącą życiem tkankę miejską.
- Na czym to ucywilizowanie ma polegać?
- Właśnie na oddaniu przestrzeń mieszkańcom – dodaniu zieleni, stworzeniu szerokich chodników i celowanych konkursach w miejskich lokalach. Tak, żeby reprezentacyjne ulice miasta zdobiły nie tylko banki czy sieciówki, ale różnorodne lokale, które ożywią miasto. Już to robimy, przeznaczając miejskie przestrzenie na restaurację, klubokawiarnie, siedziby NGO-sów, antykwariaty, warsztaty rzemieślników. Chcemy w tych ciągach, które oddajemy mieszkańcom, robić to znacznie szerzej. Oczywiście, nie wszystkie lokale należą do miasta.
ZOBACZ TEŻ: Tak mieszka Rafał Trzaskowski. Zdjęcia mówią same za siebie
To ok. 30 proc. z nich, ale poprzez te celowane konkursy jesteśmy w stanie zadbać o to, by reprezentacyjne ulice miasta odżyły. Jeśli oddamy tę przestrzeń mieszkańcom, to prywatni właściciele pójdą za tym trendem. Chcemy stworzyć funkcjonalne centrum, przez które nie pędzą samochody, ale takie, w którym każdy chce chodzić pieszo i cieszyć się naszym miastem. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądał Plac Zbawiciela kilkanaście lat temu, a jak wygląda dzisiaj.
- Warszawa to nie tylko centrum, ale nowe osiedla rozlewające się po przedmieściach – tanie dla deweloperów, droższe dla mieszkańców, którzy je kupują i bardzo drogie dla miasta, które musi stworzyć dla nich infrastrukturę. Czy da się nad zapanować na chaosem przestrzennym i pan wie, jak to zrobić? Czy może żywiołem gospodarki rynkowej jest nie do okiełznania.
- Po pierwsze, miasto musi się rozwijać w sposób zaplanowany. Nie może rozlewać się bez planu. I my oczywiście, taki plan mamy. Pracujemy nad nowym studium, które ma być masterplanem dla Warszawy, dostosowanym do nowych okoliczności rozwojowych. Tam wskażemy, jak ma się rozwijać transport, jak mieszkaniówka, gdzie mają powstawać tereny biurowe. Tam gdzie powstają rejony mieszkaniowe, muszą rozwijać się usługi, szkoły, muszą być tereny zielone. Kolejna rzecz, to tworzenie centrów lokalnych. W każdej dzielnicy ma powstać takie centrum. Aby mieszkańcy mogli załatwić swoje sprawy i potrzeby – edukacyjne, sportowe, kulturalne, zakupy – bez konieczności jechania przez całą Warszawę.
- Czyli da się okiełznać żywioł deweloperski?
- Absolutnie. Pod warunkiem, że rząd nie będzie przyjmował takich przepisów jak lex deweloper, które pozwalają budować z pominięciem lub bardzo luźnym traktowaniem przepisów o planowaniu miejscowym. Zgadzam się, że budowanie osiedli w miejscach, które są do tego nieprzygotowane, nikomu się tak naprawdę nie opłaca. Każdy, kto mieszka w Warszawie, musi mieć pewność, że w 15 minut dojdzie do terenów zielonych i ma szkołę za rogiem.
- Wielkie miejskie inwestycje, w tym tak ważne, jak metro, tramwaj na Gocław, czy remonty szpitali uzależnione są w dużym stopniu od pieniędzy unijnych i dobrej współpracy z rządem. A z tą bywa różnie. Przykład - konflikt o Szpital Południowy czy poszerzenia strefy płatnego parkowania na Żoliborzu i Ochocie. Nie boi się pan, że Warszawa w wyniku tych konfliktów zostanie pozbawiona finansowania z programów unijnych i nic z wielkich inwestycji nie wyjdzie?
- To rząd rozpoczął wojnę z samorządem. To on traktuje niezależny samorząd jako wroga. Widać, w jaki sposób rozdziela pieniądze, stosując kryteria polityczne. Realizuje swoje obietnice wyborcze za pieniądze samorządów, obcinając podatki, zabiera nam dochody i nie przewiduje rekompensaty. Takich działań ze strony rządu jest mnóstwo. PiS chce doprowadzić budżety miejskie do zapaści. Chce byśmy ograniczali usługi miejskie i inwestycje. Chce centralizować państwo, byśmy jako samorządy musieli prosić rząd o pieniądze. To rzeczywiście wojna z samorządem. Z jednej strony opinia publiczna to słyszy, ale z drugiej następnego dnia rozlicza nas tak, jakby tych ograniczeń nie było.
- Będziecie się odwoływać od decyzji wojewody Radziwiłła w sprawie zablokowania poszerzenia strefy płatnego parkowania?
- Wojewoda zaczyna kwestionować każdą naszą decyzję, i robi to wyłącznie na polityczne zamówienie. PiS zablokował uchwałę krajobrazową, która miała uporządkować reklamy w mieście i sprawić, że Warszawa nie będzie chorować na szyldozę. Teraz blokuje możliwość rozszerzania stref płatnego parkowania, na którą czekają mieszkańcy, tylko dlatego, żeby nam dokuczyć i doprowadzić do problemów finansowych. My zmierzamy do tego, by podnosić ceny parkowania w ścisłym centrum, bo na tle innych stolic Europy w Warszawie jest bardzo tanio. Chodzi o to, by ci, którzy muszą, wjeżdżali do centrum, ale żeby nie opłacało się zostawiać samochodu w centrum na dwa dni.
- Olbrzymie emocje wywołują opłaty za śmieci. Jeśli weszłoby rozwiązanie, które zakłada ustalenie górnej granicy opłat, co by to oznaczało dla miasta?
- Byłby to ogromny problem. W całej Polsce rosną ceny za wywóz śmieci. To nie kwestia Warszawy, czy innego dużego miasta. Z prostej przyczyny. Mamy dużo bardziej ambitne prawo, mówiące o segregacji, ale jednocześnie rządzący kompletnie rozregulowali rynek. M.in. zamykając instalację w Mazowieckiem bez żadnego powodu i przyczyniając się do skokowego wzrostu cen zagospodarowania odpadów. Uzależnił nas w 100 proc. od tych, którzy śmieci odbierają. Alternatywą były większe opłaty lub śmieci na ulicach. PIS robi to z pełną premedytacją, od lat w rozmowach prywatnych pisowscy notable mówią, że utopią nas w śmieciach. Co więcej, rządzący doprowadzili do sytuacji, w której przedsiębiorcy mają tańszą obsługę śmieci niż mieszkańcy, co jest absurdem.
- Wracając do komunikacji miejskiej – chcecie ją uprzywilejowywać. To oznacza także nowe buspasy?
- Analizujemy, czy nie wprowadzać buspasów tam, gdzie autobusy stoją w korkach. Ludzie wtedy też z tego korzystają, bo wiedzą, że dzięki temu dostaną się w konkretne miejsce na konkretną godzinę. Sam to widzę po sobie. Jeśli muszę być gdzieś na konkretną godzinę, to korzystam z komunikacji miejskiej.
- W ramach zmian w Warszawie chcecie walczyć o czyste powietrze. Dotyczy to także likwidacji tzw. kopciuchów? Bo do tej pory ten program nie był sukcesem.
- Oceniam go jako sukces, który cały czas przyspiesza. Mieliśmy w zasobie miejskim dwa tysiące kopciuchów i w połowie kadencji zlikwidowaliśmy 60 proc. z nich.
- A co z tymi w zasobach prywatnych?
- Tu sytuacja jest inna. Udało się nam zlikwidować 15 proc. z nich. To kwestia dotacji, rozpędzenia całej maszyny, która je przyznaje. Problemem jest dotarcie do mieszkańców, szczególnie podczas pandemii, przygotowania procedur i ludzi, by pieniądze szybko były wypłacane.
- A pomysł wprowadzenia całkowitego zakazu używania paliw stałych?
- To kwestia prerogatyw regionalnych, nie tylko miejskich. Mamy podpisane porozumienie z marszałkiem województwa, że będziemy to robili. Dopłaty do odnawialnych źródeł energii, odbetonowanie podwórek, dbanie o zbiorniki retencyjne, sadzenie nowych drzew , dbanie o zieleń – to wszystko działania na rzecz walki z globalnym ociepleniem i element planu budowy zielonej Warszawy. To nasz absolutny priorytet. Unia Europejska przeznacza olbrzymie pieniądze na ten cel, ale rządzący chcą z unijnego wsparcia wyłączyć miasta. Jak rząd chce osiągnąć ambitne cele neutralności klimatycznej, jeśli się nie inwestuje w miastach? Nie wystarczy sama transformacja przemysłu i inwestycje w biedniejszych regionach, które nota bene też są konieczne. Bez inwestycji w miastach, które odpowiadają za 70 proc. emisji, nie da się tego osiągnąć.
- Jak się panu podoba pomysł odbudowy Pałacu Saskiego?
- Tak naprawdę to stary temat. Dyskusja o odbudowie Pałacu Saskiego toczy się od lat, a linia podziału na zwolenników i przeciwników odbudowy wcale nie przebiega wzdłuż politycznych podziałów. Pytanie zasadnicze, czy w dzisiejszej bardzo trudnej sytuacji finansowej miasta to na pewno jest priorytet? Wolałbym, żeby rządzący wsparli budowę metra, obiektów sportowych, przyspieszyli budowę obwodnicy. Druga sprawa, to pytanie, co tam ma być? I jak to zrobić, by nie zakłóciło to ruchu w tym miejscu i nie zakorkowało centrum? Jak zbudować tam parkingi, jeśli pod płytą placu są tereny cenne archeologiczne? Boję się po prostu, by taka inwestycja nie spowodowała więcej problemów, niż korzyści dla funkcjonowania miasta.
- Pan jest w ogóle przeciwko odbudowie historycznych budynków?
- Nie jestem dogmatykiem. Jedno jest pewne, musi to być robione w sposób bardzo porządny. To nie może być makieta jak „ratusz” na placu Teatralnym.
- „Super Express” opisywał kilka dni temu aferę na Pradze Północ. Pod nosem pani burmistrz jeden z urzędników tworząc fikcyjne etaty wyprowadził z miejskiej kasy kilkaset tysięcy złotych. Jak to było możliwe?
- Po pierwsze, sami zwierzchnicy oszusta natychmiast po wykryciu całego procederu zgłosili sprawę do prokuratury. Ja natomiast zarządziłem kontrolę, która właśnie się kończy, bo musimy wiedzieć, co tam się wydarzyło. Wygląda na to, że system informatyczny miał pewne luki, co przyznaje sama firma tworząca oprogramowanie. Nie chcę mówić o szczegółach, bo je wyjaśniamy, ale wydaje się, że można było nadużywać tego systemu. Najważniejsze jest to, że to sami zwierzchnicy wykryli sprawę. Czy dałoby się to zrobić wcześniej? To właśnie wyjaśniamy.
Szczepił się pan już?
A dzieci pan zaszczepił?
Też.
Oboje?
Tak.
Planuje pan wakacje?
Mam nadzieję, że po miesiącach ciężkiej pracy, pozostawaniu na posterunku w epidemii oraz ciężkim przebiegu covidu będę mógł chwilę odpocząć.
W kraju, czy za granicą?
Jeszcze nie wiem.
To na koniec klasyczne pytanie – największy sukces i największa porażka na półmetku kadencji?
Największy sukces to sto projektów w zakresie inwestycji infrastrukturalnych, edukacyjnych, zdrowotnych, darmowych żłobków, które prezentujemy na półmetku kadencji. A porażka… Niestety, niektóre inwestycje, na których bardzo mi zależy, a które ze względu na kolosalne ubytki w budżecie miasta, muszą być przesunięte w czasie.
Co by pan chciał zostawić w Warszawie dla potomnych. Coś, o czym mówiłoby się przez lata?
Nowoczesne, zielone i tętniące życiem centrum miasta.
Rozmawiał Hubert Biskupski