Nieee. Okazało się, że prezydent po prostu kontrolował kasownik. – Sprawdzałem, czy jest zablokowany i czy wypluwa bilet. Taki sprawdzian, czy wszystko działa i czy jest odpowiednia informacja – przyznał „Super Expressowi”. Nas reporterzy śledzili wtorkowa podróż prezydenta do pracy. Na plac Bankowy Rafał Trzaskowski dojechał metrem. W wagonie miał czas na lekturę. Poczytał trochę jeden z thrillerów szpiegowskich Daniela Silvy (po angielsku), ale najwyraźniej nie mógł się skupić, bo odłożył lekturę „The Defectora” i pograł w karty na telefonie (układał pasjansa). Już na Bankowym został zaczepiony przez warszawiankę, która dokładnie na środku przejścia dla pieszych zapragnęła zrobić sobie z nim zdjęcie. Prezydent nie zaprotestował. Uśmiech. I do ratusza! Od czasu kampanii prezydenckiej to już normalne, że niezależnie gdzie Rafał Trzaskowski się ruszy, tam pojawiają się chętni do wspólnej fotografii.
Po tych sympatycznych momentach i podróży komunikacją miejską przyszedł czas na urzędowanie. I już chwilę później prezydent musiał zmierzyć się z tłumem dziennikarzy na konferencji dotyczącej ścieków w Wiśle, które - jak oświadczył - już do Wisły nie wpływają.
PRZECZYTAJ TAKŻE: TRZASKOWSKI ZAWIADAMIA PROKURATURĘ!
Podróż prezydenta do ratusza obficie obfotografowaliśmy:
Współpracownicy Rafała Trzaskowskiego również się pilnowali, by nie dać się złapać w służbowych samochodach w Dniu bez Samochodu . Sekretarz miasta Marcin Wojdat zajechał na dziedziniec urzędu rowerem (zresztą jeździ nim też na co dzień).
A wiceprezydent Robert Soszyński, nadzorujący miejską komunikację, wkroczył w bramę spacerkiem. - Ja z Wilanowa piechotą! - zażartował. Limuzyny omijały więc dziedziniec ratusza, choć wiemy, że niektórzy urzędnicy nawet wczoraj parę razy z nich jednak skorzystali.