Makabryczne odkrycie w miejscowości Sterdyń na Mazowszu pod Sokołowem Podlaskim łączy ze sobą dwie wstrząsające historie. Młody mężczyzna, 23-letni Marcel K. z Kołobrzegu, zaginął 14 grudnia minionego roku. Wcześniej znalazł w internecie profil szamanki, w którym pisała, że jest uzdrowicielką dusz. Zagubiony życiowo młodzieniec, koszykarz miejscowej drużyny uznał, że to jest kobieta jego życia.
Tymczasem bliscy chłopaka robili wszystko, by znaleźć adres uzdrowicielki i nakłonić Marcela do powrotu. Ale on w korespondencji mailowej powtarzał, że kocha starszą o 36 lat Beatę M. (59 l.). Cieszył się, że mieszka z "bliźniaczą duszą". Rodzice ustalili w końcu, że syn przebywa w jednym z domów w centrum Sterdyni pod Sokołowem Podlaskim (woj. mazowieckie). Mama Marcela powiadomiła policję i opisała, gdzie można go znaleźć.
7 stycznia mundurowi weszli do mieszkania, w którym miał przebywać poszukiwany przez nich 23-latek. I faktycznie, młody mężczyzna odnalazł się we wskazanym miejscu. Mundurowi polecili Marcelowi, by wrócił do domu. Nie posłuchał. Nadal mieszka w Sterdyni, mimo iż szamanka kazała mu się ponoć wynieść. - Ta kobieta opętała go do tego stopnia, że chłopak stracił rozum - mówi Arkadiusz K., tata Marcela. - Wróć do nas, kochamy cię i czekamy! - apeluje.
Szukając zbiega, policjanci z Sokołowa Podlaskiego dokonali makabrycznego odkrycia w domu szamanki w Sterdyni. Podczas sprawdzania kolejnych pomieszczeń odkryli drzwi ukryte za szafą. Odsunęli mebel i weszli do zakamuflowanego pokoju. Zdębieli, bo ich oczom ukazał się makabryczny widok. Na kanapie leżały gnijące zwłoki kobiety! Było to ciało matki szamanki Marianny M. (†87 l.)! Beata M. ukrywała je przez ponad rok i pobierała jej emeryturę. Kobieta przyznała, że wiedziała o śmierci matki, lecz nie potrafiła wytłumaczyć tego, dlaczego nigdzie tego nie zgłosiła. Śledztwo w tej sprawie trwa.