Ulica Jana Olbrachta odchodzi od ruchliwej ulicy Górczewskiej. Jeżdżą po niej nie tylko auta osobowe, ale i autobusy. Na dodatek popołudniami jest ona zastawiana z obydwu stron przez samochody, nawet tuż przed samymi pasami dla pieszych, więc piesi zmuszeni są wymuszać na jadących autach pierwszeństwo. - Trzeba się naprawdę bardzo mocno wychylić na ulicę, żeby mieć pewność, że nic nie jedzie - opowiada Arkadiusz Kargul (22 l.), mieszkaniec Woli. Sytuację pogorszyły jeszcze słupki ustawione wzdłuż chodników, bo kierowcy nie parkują już na chodniku, ale na całej długości ulicy. A co na to urzędnicy?
- Sprawa ulicy Olbrachta jest nam znana od dawna, bo otrzymujemy liczne skargi od mieszkańców - mówi "Super Expressowi" Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka Woli. - Niestety, jedyne co możemy zrobić, to przekazać sprawę Zarządowi Dróg Miejskich, do którego należy.
Jednak Zarząd Dróg Miejskich rozkłada ręce. - Postawiliśmy tam słupki, aby auta nie parkowały na chodnikach. Sygnalizacji świetlnej tam nie zrobimy, bo to koszt 0,5 miliona i nie mamy takich pieniędzy. Reszta leży w gestii straży miejskiej - mówi Adam Sobieraj (34 l.), rzecznik ZDM. - Czy więc musi dojść do jakiegoś nieszczęścia, by ktoś wreszcie skutecznie zajął się tą sprawą - pytają oburzeni mieszkańcy.