Śmierć kobiety i jej najmłodszej córeczki, które utopiły się w Narwi w Pułtusku, wstrząsnęła nauczycielami ze szkoły, do której chodzą siostry nieżyjącej Gabrysi. To one teraz przeżywają prawdziwy dramat. Straciły mamę i siostrzyczkę. Zostały z tatą.
- Staramy się zaopiekować dziewczynkami. Ktoś cały czas nad nimi czuwa - mówi dyrektorka podstawówki. Hanna Chojnowska wspomina Magdalenę: - Uczestniczyła w każdej wywiadówce. Była bardzo opiekuńcza. Dobrze sobie z mężem radzili. Mieli tartak, piękny dom, dzieci były pogodne, dobrze się uczyły. Nic nie wskazywało, że w domu dzieje się coś nie tak. Nie wiem w jaki sposób tłumaczyć to, co się wydarzyło. To było jak grom z jasnego nieba. Nikt chyba się tego nie spodziewał i nigdy nie zapomni - mówi szczerze „Super Expressowi” Hanna Chojnowska.
Wszyscy, z którymi rozmawiali reporterzy „Super Expresu”, przyznają, że to będzie chyba najbardziej przejmujący i trudny pogrzeb, na jakim byli. „Boję się tego pogrzebu” - przyznawał też mediom ksiądz z pobliskiej parafii.
- Była bardzo dla wszystkich pomocna. Wszyscy rolnicy i przedsiębiorcy ją znali z banku. Dobra, kochająca się rodzina - mówi ks. Roman Mosakowski. Wkrótce w jego kościele ojciec dziewczynek i dwie starsze będą żegnać mamę i siostrzyczkę.
- Była bardzo dla wszystkich pomocna. Wszyscy rolnicy i przedsiębiorcy ją znali z banku. Dobra, kochająca się rodzina - mówił nam ks. Roman Mosakowski. Wkrótce w jego kościele ojciec dziewczynek i dwie starsze będą żegnać mamę i siostrzyczkę.
Polecany artykuł:
Wstrząsająca tragedia w Pułtusku. Matka z córką wyłowione z Narwi
Piszemy o tym od trzech dni. Magdalena K. - dobra matka, serdeczna sąsiadka i pomocna, znana w okolicy pracownica banku, w nocy z piątku na sobotę zabrała najmłodszą córkę w ostatnią podróż. Nie dała szansy rodzinie, ojcu i siostrom, by się z nią pożegnali. Wyjechała wieczorem, o godz. 4 rano zaprowadziła sześcioletnią Gabrysię na most Świętojański w Pułtusku i razem z córką rzuciła się w nurt Narwi. Ich ciała parę godzin później wyłowili wędkarze. Ojciec Gabrysi nie podejrzewał tragedii. Był w domu z dwiema starszymi dziewczynkami (piąto- i ósmoklasistką).
Jak udało się ustalić reporterom „Super Expressu”, dzień przed tragedią rodzina była z dziećmi w kinie na uwielbianym przez maluchy „Psim Patrolu”, później wspólnie w domu oglądali telewizję. Kobieta wyjechała z Gabrysią późnym wieczorem. Gdy rano nie dały znaku życia, mężczyzna nie zgłaszał zaginięcia. Myślał, że pojechały do rodziny.
- Nie wzbudziło to u ojca większych podejrzeń, ponieważ zdarzało się żonie, że jak wstawała rano, wyjeżdżała z najmłodszą córką np. na wczesne zakupy - tłumaczyła prokurator Monika Kosińska-Kaim. Tym razem jednak finał tego wyjazdu okazał się tragiczny. Prokuratura oficjalnie poinformowała o rozszerzonym samobójstwie. Sekcja zwłok wykazała utonięcie i brak obrażeń na ciałach. Daty pogrzebu jeszcze nie ma.