Dyzin to mała miejscowość pod Celestynowem. Ale dzieci mnóstwo. - Żeby maluchy zobaczyły prawdziwy plac zabaw, musimy jechać cztery kilometry - mówią ich rodzice. Jest jednak szansa zbudowania placu zabaw na tyłach nowej remizy strażackiej. O pieniądze na inwestycję z funduszy unijnych postarała się Ochotnicza Straż Pożarna. Jest już umowa z urzędem marszałkowskim, trzeba jednak najpierw wyłożyć 25 tys. zł.
Na pożyczkę dla OSP zgodził się wójt Celestynowa. - Wyłożymy te pieniądze z budżetu samorządu, a gdy inwestycja będzie gotowa, dostaniemy je z powrotem - wyjaśnia wójt Stefan Traczyk. Ale radni gminy na ostatniej sesji... nie dali zgody na ten wydatek. - Byłem zaskoczony! - przyznaje wójt. - Nie wiem, o co chodzi! Dyskusji nie było żadnej, a w kuluarach słyszałem, że "za dużo w Dyzinie się robi". Co to za argument?! Zrobili mi na złość? - wtóruje wójtowi Zbigniew Konefał, radny, który głosował za pożyczką dla Dyzina.
Zobacz też: Warszawa. Radni nie chcą oddać tabletów dzieciom
Okazuje się, że było "na złość". - Ja nie mam nic przeciwko placowi zabaw. Ale nie podoba mi się sposób zarządzania wójta. Pożyczał już z budżetu, a później te pożyczki umarzał - argumentuje radny Marian Celiński.
Mieszkańcy Dyzina nie kryją oburzenia. - Radni zrobili krzywdę nam i naszym dzieciakom! - mówi Wiesław Kozłowski, ojciec Mateusza (3 l.). - Taki plac zabaw bardzo by się nam przydał. Tu nie ma takich miejsc. A gmina przecież nic nie straci - wtóruje Danuta Bańszczak, mama Jasia (5 l.).
Mieszkańcy zapowiadają, że zażądają wyjaśnień na najbliższej sesji rady w Celestynowie. Jeśli placu zabaw nie uda się zbudować w ciągu najbliższych czterech miesięcy, unijna dotacja przepadnie.
Czytaj również: Warszawa: Wycieczka z burmistrzem Ursynowa