To będzie już co najmniej piąty raz w ciągu zaledwie roku, kiedy Dźwigową - razem z jej przedłużeniem, ul. Globusową - trzeba naprawiać. Wszystko zaczęło się od remontu nawierzchni w marcu ubiegłego roku. Do tego czasu jezdnia wyglądała jak szwajcarski ser, ale przynajmniej dało się tamtędy jeździć.
Gdy jednak drogowcy wymienili asfalt, zaczęły się prawdziwe problemy. Jezdnia cała pofalowała, tworzyły się wyrwy, które zagrażały kierowcom. W październiku Dźwigową zamknięto na miesiąc, co spowodowało olbrzymie korki i oburzenie mieszkańców. Miały zostać założone odwodnienia tak, by sytuacja się nie powtórzyła. Niestety, kolejna prowizorka na niewiele się zdała, a kilkaset tysięcy złotych utopiono w błocie.
Przeczytaj koniecznie: Zimowe ferie nie muszą być nudne! Co robić w wakacje zimowe w Warszawie?
W grudniu zapadła się część leżącej obok Globusowej, a przedwczoraj nieremontowany w październiku fragment Dźwigowej. Globusowa na szczęście już jest naprawiona (za kolejne 130 tys.), ale to nie koniec gehenny.
Urszula Nelken (50 l.) z ZDM zapewnia, że w tej chwili nie ma zagrożenia dla kierowców. - Trzymamy rękę na pulsie. Na razie ustawiliśmy słupki i zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. Możliwe, że w najbliższym czasie na zapadnięte miejsce położymy asfalt, żeby chociaż poprawić komfort kierowców - mówi. Wiosną trzeba będzie drogę znowu rozkopać.
Paweł Dębski (32 l.), który pracuje w warsztacie samochodowym przy Dźwigowej, nie kryje oburzenia. - To po prostu okropne. Ciągle tylko remontują i zamykają, a efektów nie widać. Tracimy przez to klientów i do pracy naokoło trzeba jeździć - żali się.
Wiktor Wojewódzki (49 l.), dyrektor ZRiKD, potwierdza, że takie naprawy to wyrzucanie pieniędzy w błoto. - Niestety, problem tkwi w wiaduktach PKP, które mają źle zrobione odwodnienia. Woda spływa na ulicę i podmywa jezdnię. Póki to nie zostanie zrobione, sytuacja będzie się powtarzać.