W ratuszu urzędnicy nie chcą mówić o szczegółach zawiadomienia do prokuratury. - Nabraliśmy wątpliwości co do sposobu realizacji usługi. Stąd formalne zawiadomienie – potwierdza odpowiedzialny za sprawy odpadów wiceprezydent miasta Michał Olszewski.
Nie podaje o jaką firmę chodzi. Jednak nieoficjalnie wiemy, że mowa o rejonach obsługiwanych przez Lekaro. - Zawiadomienie dotyczy podejrzenia zawyżania ilości wywożonych odpadów – mówi prokurator Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Urząd miasta już od dłuższego czasu ma problem z rozliczeniem ilości śmieci. Tam, gdzie ma wątpliwości, zawiesza wypłaty. Lekaro ma sporo takich zakwestionowanych wyliczeń. Podejrzenia urzędników wzbudziły dzielnice, z których zaczęło spływać nieproporcjonalnie dużo śmieci w porównaniu z resztą Warszawy.
Dodatkowo, gdy od sierpnia MPO przejęło odbiór na Mokotowie (tam miasto wypowiedziało umowę Lekaro), okazało się, że z tych samych punktów miejska spółka odbiera miesięcznie mniej śmieci niż wcześniej firma prywatna. To efekt nadużycia czy MPO po prostu opróżnia pojemniki rzadziej?
Sprawdzenie tego, to już robota dla śledczych. - Informacja o zawiadomieniu jest dla nas zaskoczeniem. Ratusz nie sygnalizował nam żadnych uwag wcześniej. Ale tu nie ma miejsca na nieprawidłowości – komentuje tymczasem Leszek Zagórski z Lekaro.
"Masa zebranych odpadów mierzona jest za pomocą wag legalizowanych przez Główny Urząd Miar, dlatego nie ma zastrzeżeń co do tych wartości. Dane te są poparte wskazaniami GPS, potwierdzającymi, że odpady zostały odebrane z terenu miasta, z konkretnej nieruchomości i konkretnego pojemnika"– czytamy w komunikacie zarządu firmy, przesłanym do redakcji. Lekaro sugeruje też, że to próba zdyskredytowania firmy przed rozstrzygnięciem nowego przetargu na odbiór śmieci od warszawiaków. Otwarcie ofert – w poniedziałek.