Burmistrz Jolanta Koczorowska (61 l.) ma gest. Razem z radnymi rządzącej Pragą-Północ koalicji zaprosiła na bankiet blisko 200 przedsiębiorców. Urzędniczo-biznesowe towarzystwo wysłuchało prezentacji planów władz dzielnicy, a potem przez dwie godziny bawiło się w restauracji Szwenkier. Goście pałaszowali smakołyki, a ze sceny przygrywała im żwawo Kapela Praska. Dodatkiem była licytacja charytatywna.
Zdaniem opozycyjnych radnych ten bankiet to pomyłka. - Każda złotówka, która trafia do urzędu, powinna być rozsądnie wydawana, na pewno nie na jakieś rauty, w dodatku dla wybranych przedsiębiorców! - grzmi Paweł Lisiecki (31 l.), północnopraski radny PiS.
Władze dzielnicy nie rozumieją pretensji. - Wydaliśmy na tą imprezę grosze, bo 5 tysięcy złotych. To był drobny poczęstunek, do którego właściciele restauracji sami z siebie dorzucili słodycze i lampkę szampana - tłumaczy wiceburmistrz Artur Buczyński (38 l.). Na żaden inny alkohol zgody dzielnicy ponoć nie było. Kto chciał, pił na własny koszt.
Według wiceburmistrza Buczyńskiego korzyści z imprezy znacznie przewyższyły jej koszty. Nie tylko dlatego, że z licytacji uzyskano 7 tys. - Bez ludzi, których zaprosiliśmy, nie zrobilibyśmy w dzielnicy połowy rzeczy, chcieliśmy im za to podziękować i zachęcić do dalszej współpracy - przekonuje Artur Buczyński.
Przecież są też inne sposoby na dziękowanie! - Nikt nie umniejsza niczyich zasług, ale po co od razu bankiet? Można przecież wręczyć listy z podziękowaniami albo dyplomy - przypomina Paweł Lisiecki.