Warszawa. Zaplanowane zabójstwo 4-letniego Michałka. Utopili maluszka w lodowatej Wiśle
To była zbrodnia dokładnie zaplanowana. Jednak – jak się później okazało, nie przez wówczas 20-letnią matkę Michałka. Robert K. oraz jego kolega Daniel S. przyszli do przedszkola na Woli. Przez domofon mężczyzna poprosił, by 4-letni Michałek do niego wyszedł. Przedszkolanka poznała po głosie ojczyma chłopczyka. Nie zadawała pytań, po prostu przekazała mu maluszka. Zwłaszcza, że gdy malec zobaczył "tatusia", bardzo się ucieszył i rzucił mu się na szyję. Potem cała trójka udała się na spacer... To był spacer nad Wisłę. Mężczyźni wrzucili dziecko do lodowatej wody. Jak podaje portal „natemat.pl”, Michaś miał w tym momencie krzyczeć: „Tato, tato, co robisz?! Ratuj!”. Chłopiec szybko zaczął tonąć...
Trzy godziny później do tego samego przedszkola przyszła Barbara S. ze swoim partnerem, który chwilę wcześniej właśnie odbierał dziecko. Na miejscu mama Michałka usłyszała, że został odebrany przez innego mężczyznę. Robert K. nie przyznał się wtedy kobiecie, że to był on. Załamana zgłosiła zaginięcie swojego synka. Rozpoczęły się jego poszukiwania. Niestety ich finał szybko okazał się tragiczny. Już następnego dnia o świcie (był 20 stycznia 2001 roku), ciało chłopczyka wypłynęło z Wisły w okolicach mostu Grota-Roweckiego. Zauważył je wędkarz łowiący ryby i natychmiast powiadomił policjantów.
Od razu podejrzewano, że 4-latek został zamordowany. Na jego ciele nie znaleziono jednak żadnych śladów pobicia. Podczas sekcji zwłok stwierdzono, że przyczyną śmierci było utonięcie. Lekarze wyliczyli precyzyjnie, że chłopiec umierał 240 sekund − informowała później wyborcza.pl.
"Chciała, bym wywiózł Michała do lasu i przywiązał go do lasu"
Śledczy rozpoczęli od przesłuchania wszystkich podejrzanych w sprawie. Wśród podejrzanych była zarówno 20-letnia matka chłopca, biologiczny ojciec Michałka – 29-letni Piotr S., jak i również konkubent kobiety – 22-letni Robert K. i jego kolega, 19-letni Daniel S. Zarówno ojciec, jak i matka zostali wypuszczeni z komendy, ustalono bowiem, że nie mieli nic wspólnego ze śmiercią chłopczyka. A Robert i Daniel zaczęli się gubić w zeznaniach. Ale 23 stycznia Robert przyznał się do utopienia czteroletniego Michałka. Chłopczyk zginął w lodowatej wodzie Wisły 19 stycznia 2001 roku. Wrzucił go do rzeki razem z kumplem − Danielem. Mężczyźni twierdzili jednak, że... działali na zlecenie. Do morderstwa miała ich sprowokować Barbara S. − Od dawna mówiła, że chciałaby zrobić z nim porządek, żeby Michał jej nie zawadzał. Dla niej ważniejsza była zabawa niż dziecko. Chciała, bym wywiózł Michała do lasu i przywiązał go do drzewa − przekonywał, cytowany przez portal onet.pl Robert K. podczas przesłuchań.
− Nigdy nie mówiłam o chęci pozbycia się syna! Nie rozważałam oddania Michasia do adopcji, pod opiekę krewnych. On był dla mnie najważniejszy. Wolałabym sama zginąć − odpowiadała na te słowa matka.
Jedna z hipotez, dlaczego zginął chłopak, zakładała, że morderstwo chłopca miało na celu wyłudzenie odszkodowania. Jak się okazała, Barbara S. wykupiła 4-letniemu Michałkowi polisę na życie. W razie śmierci chłopczyka miała otrzymać od firmy ubezpieczeniowej 100 tys. zł. W mediach kobieta zaczęła być przedstawiana jako wyrodna matka i dzieciobójczyni. Została aresztowana wraz z Danielem S., jak i Robertem K. Cała trójka trafiła przed sąd. Proces rozpoczął się pod koniec 2001 roku. Prokuratura wnioskowała o dożywocie dla całej trójki oskarżonych.
Wyrok w sprawie. "Nie wierzę w sprawiedliwość" − krzyczała matka
Pierwszy wyrok zapadł już 25 lutego 2002 roku. Wówczas wszyscy zostali uznani za winnych morderstwa. Sąd uznał wtedy, że to kobieta była mózgiem operacji, a mężczyźni wykonywali jej polecenia. Robert K. i Barbara S. zostali skazani na 25 lat pozbawienia wolności, a Daniel S. miał spędzić za kratami 15 lat. Matka ofiary, gdy usłyszała słowo „winna” padła na ziemię. − Boże, ja nie jestem niczemu winna − szeptała. W czasie gdy sędzia Irena Nowicka-Albin odczytywała uzasadnienie wyroku, Barbara S. leżała skulona za ławą oskarżonych. Zanosiła się płaczem. Potem zaczęła wykrzykiwać w stronę sądu: Jezu! Nie wierzę w sprawiedliwość. Sędzia nakazała wyprowadzenie jej z sali.” − opisuje tę sprawę onet.pl
Od wyroku złożono jednak odwołanie. A sąd apelacyjny stwierdził, że dowody na obciążające Barbarę S. były niewystarczające i należy ją uniewinnić. Uchylił wyrok pierwszej instancji. Dopiero wtedy wzięto pod uwagę słowa Roberta K., który podczas swoich pierwszych wyjaśnień nie wskazał matki jako współwinnej tej zbrodni. − Sąd apelacyjny zauważył, że sąd okręgowy w niewłaściwy sposób wybrał dowody przeciw oskarżonej, nie uwzględnił faktu, że zeznania Roberta K. o jego rozmowie z Barbarą S., w której miała go nakłaniać do zabicia dziecka, mają kilka różnych wersji − mówiła rzeczniczka Sądu Apelacyjnego cytowana w programie „Uwaga!”.
Na kolejnej rozprawie Robert K. przyznał, że specjalnie zrzucił część winy na Barbarę S., z obawy o swoje życie. Twierdził, że podczas przesłuchań był torturowany i bity przez funkcjonariuszy. Dopiero wtedy o uniewinnienie kobiety zawnioskowała sama prokuratura! − co zdarza się niezwykle rzadko. Matka zamordowanego chłopczyka została oczyszczona ze wszelkich zarzutów. Dla Roberta K. podtrzymano karę 25 lat pozbawienia wolności.
Najważniejszym pytaniem pozostało jednak to, dlaczego chłopczyk zginął? Jak stwierdził Robert K., zabił czterolatka z zazdrości, ze względu na to, że jego matka rezygnowała ze spotkań z nim, aby zajmować się maluszkiem. Kobieta mówiła wówczas, że syn jest dla niej najważniejszy, a on nie mógł tego znieść. Uznał, że dziecko będzie w tym związku przeszkadzało.
Barbara S., po uprawomocnieniu wyroku zawnioskowała o zadośćuczynienie od Skarbu Państwa za niesłuszne spędzenie 20 miesięcy w więzieniu. Kobieta ostatecznie otrzymała od państwa 110 tys. zł.
Michałek został pochowany na Podlasiu.
Listen on Spreaker.