Pan Maciej odprowadzał wczoraj swoją córkę do przedszkola. Kością niezgody stał się fakt, że była na rowerku. Pan Maciej zapytał woźnego, gdzie ów środek lokomocji może zostawić i okazało się, że... takiego miejsca nie ma. Co więcej, pan Maciej został poinformowany, że zarządzenie przyszło od miasta. To przechyliło szalę goryczy.
>>> Targówek: Przy cmentarzu żydowskim powstanie sortownia drobiu. Mieszkańcy protestują [AUDIO]
"Nie rozumiem tej akcji. Smog 1000 proc., ponad połowa dzieci przyjeżdża do szkół i przedszkoli samochodami. Prezydent się chwali nowymi stacjami Veturilo i milionami wypożyczeń. A jak wygląda polityka miasta? Właśnie tak, że jak ktoś chce rowerem przywieźć dziecko do przedszkola, to ma potem w zębach ten rowerek targać ze sobą do pracy" - pisze.
Kto wydał zarządzenie i w jakim celu?
Pana Macieja zapewniono, że zakaz przyszedł "z góry", od miasta, a właściwie z biura edukacji. W ogłoszeniu jednak nie ma o tym ani słowa. Co więcej wyszczególnione miejsca, w których rowerów nie powinno się zostawiać (hol, szatnia, taras), są miejscami, które mają również spełniać jedną ważną funkcję - funkcję ewakuacyjną. Zakładając, że byłyby zastawione, przeprowadzenie takich działań byłoby znacząco utrudnione, co zauważyli niektórzy z internautów komentujących sprawę.
Lawina komentarzy
Post pana Macieja skomentowało stowarzyszenie Miasto Jest Nasze. - "Rowerem do przedszkola? Wydawałoby się to oczywiste. A jednak tak nie jest. W Warszawie AD 2018 rowery w przedszkolach nie zawsze są mile widziane" - piszą.
Do sprawy odniósł się również Pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy ds. komunikacji rowerowej - "To wygląda na indywidualną decyzję dyrektora placówki. My z całej siły aktywnie wspieramy wpajanie zasad zrównoważonego rozwoju już od najmłodszych lat. W tym roku kampania Rowerowy Maj Warszawa obejmie 115 szkół podstawowych, czyli ponad 60 tys. uczniów. W ramach akcji przekazujemy szkołom nieodpłatnie stojaki rowerowe (łącznie już ponad 600 szt.).
>>> Ta warszawska Biedronka będzie otwarta w każdą niedzielę!
Pani Iwona Nidecka, dyrektor przedszkola, wypowiedziała się dla portalu metrowarszawa.gazeta.pl. Jak mówi, w ubiegłym roku poruszyła kwestię stojaków na rowery z Zarządem Dróg Miejskich, a ten jeszcze w kwietniu takowych nie posiadał. - Wspólnie z radą pedagogiczną podjęliśmy więc decyzję, że rowerków zostawiać na terenie przedszkola nie można. Do odwołania. Można nimi przyjeżdżać, ale rodzic musi zadbać o ich zabezpieczenie - mówiła portalowi.
Okazało się, że ogłoszenie zawisło na przedszkolnej ścianie 6 marca i nikt z rodziców nie skarżył się na problem z brakiem miejsc na rowerki, nie zgłaszano również zapotrzebowania na stojaki rowerowe. - W związku z tym na pewno przeprowadzimy ankietę wśród rodziców i może uda się wewnętrznie zebrać środki na stojaki. Wtedy pozostanie kwestia zdobycia zgody od Zarządu Dróg Miejskich na zajęcie pasa drogi - mówiła.
Jaki jest finał?
Rozmawialiśmy z panem Maciejem Czaplińskim, od którego cała "afera rowerkowa" się zaczęła. - Okazało się, że nie było to zarządzenie z góry, nie pochodziło z biura edukacji - mówi. - Przez to, że zostałem wprowadzony w błąd, uznałem, że jest to sprawa miejska. Niepotrzebnie - przyznaje. - pani dyrektor sama wprowadziła zakaz, bez konsultacji z rodzicami, a przecież na pewno dałoby się wypracować porozumienie - dodaje. - Teraz ZDM zadeklarował, że da stojaki, a pani dyrektor obiecała, że miejsce się znajdzie. Tej afery by nie było, gdybym od początku wiedział, do kogo się zwrócić - kwituje pan Maciej.
Czytaj też: Ile zebrała WOŚP: Kwota uzyskana podczas finału [AKTUALIZACJA]