Prysznice śmierdzą, między kafelkami zamiast fug znajduje się grzyb, a w niektórych miejscach przymierzalnie przypominają opuszczone bunkry. A zdesperowani warszawiacy, zmęczeni upałami próbują się na nich zrelaksować i schłodzić. Niestety, wizyty w niektórych miejskich basenach mogą nie wyjść na zdrowie. Wręcz są niebezpieczne!
Na początek odwiedziliśmy modny i snobistyczny Żoliborz. Kryty basen przy ul. Potockiej kryje swoje mroczne tajemnice. W damskiej szatni kafelki myte są tylko do brzegu ławek. Pod siedziskami fugi porośnięte są pleśnią.
W toalecie straszą oderwane kafelki, za którymi pływający utworzyli schowek na odpadki. Podłoga cuchnie moczem. Na suficie pod prysznicami straszy czarny grzyb. Pół godziny pływania w takich warunkach kosztuje aż 11 złotych.
Nie lepiej jest przy Inflanckiej. Aby popluskać się w wodzie przypominającej zupę, należy zapłacić 20 złotych. Przed wejściem nie ma prysznica, w którym korzystający z ośrodka mogliby opłukać spocone czy brudne od piasku ciała.
Dzięki temu każdy wchodząc do wody, wnosi ze sobą wszystko, co przykleiło mu się do stóp. Niepokój budzi również chybocząca się zjeżdżalnia i obsypujące się tynki.
Ale fanów naprawdę mocnych wrażeń powinno przyciągnąć kąpielisko po drugiej stronie Wisły - przy Wale Miedzeszyńskim. Pływalnia nie pozostawia złudzeń już na wejściu. Na tak wielki obiekt szatni jest kilka.
Betonowa podłoga wyłożona jest skrawkami wykładziny, a w środku jest ciemno i śmierdzi. Aby zapewnić sobie odrobinę intymności, trzeba zasłonić swój boks kotarą z brudnego bordowego koca. W łazienkach wcale nie jest lepiej.
Wszędzie jest mokro, a gniazdka, do których podłącza się suszarki, są powyrywane, co może skończyć się tragicznie. Ale jeśli odważymy się wejść dalej, można się wymoczyć w wodzie, której wysokość zaznaczona jest wzdłuż basenu zieloną linią z glonów. Bilet za taką przyjemność kosztuje 15 złotych.
Dzielnice umywają ręce od odpowiedzialności. Kogo więc należy winić za ich stan? - Każdy basen ma innego administratora, który jest odpowiedzialny za stan kąpieliska - tłumaczy Robert Trzaska z Ratusza.