Warszawa. Motorniczy na ławie oskarżonych. Zeznania babci 4-latka ciągniętego przez tramwaj
W Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ toczy się proces w sprawie śmierci 4-letniego chłopca, który zginął ciągnięty przed tramwaj. Do tragedii doszło w sierpniu 2023 roku. Oskarżonym jest motorniczy, który feralnego dnia kierował pojazdem. Postępowanie ma wyjaśnić, czy dziecko mogło wpaść pomiędzy peron a skład tramwaju i czy było widoczne dla motorniczego. Podczas pierwszej rozprawy pełnomocnik motorniczego wniósł o przeprowadzenie eksperymentu w warunkach maksymalnie odpowiadających rzeczywistym. Sędzia nie przychyliła się do tego wniosku. Sam oskarżony przeprosił rodziców 4-latka.
Na rozprawie, która odbyła się w poniedziałek (13 maja) oskarżony nie stawił się w sądzie. Na sali zeznawali świadkowie zdarzenia. Jako pierwszą sąd wezwał babcię tragicznie zmarłego chłopca. Sędzia poprosiła jednak dziennikarzy o opuszczenie sali.
Przesłuchanie kolejnych świadków było już jawne. - Jechałam odebrać dyplom z uczelni. Wysiadłam na przystanku. Nagle usłyszałam krzyk. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam panią, która się przewróciła. Krzyczała. Próbowałam podejść i jej pomóc. Wtedy zauważyłam tramwaj, który odjeżdża ciągnąc za sobą chłopca – powiedziała 25-latka, która jechała tym samym tramwajem.
Tragedia w Warszawie. 4-latek zginął ciągnięty przez tramwaj. Zeznania świadków
Inny świadek widział wszystko ze swojego samochodu. - Jechałem tego dnia do pracy. Na przystanku PIMOT zauważyłem tramwaj starego typu. Wysiadła z niego babcia, za nią dziecko. Chłopiec miał problem z wyjściem, jego nóżka zakleszczyła się w dolnym mocowaniu drzwi, a drugą miał już na peronie. Babcia próbowała go oswobodzić ciągnąc za rączkę. Drzwi się zamknęły i tramwaj ruszył. Kobieta zaczęła uderzać w obudowę tramwaju, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie przyniosło to skutku – powiedział 31-latek. Gdy zobaczył, że pojazd ciągnie 4-latka po torowisku ruszył za tramwajem. - Próbowałem zrównać się z pierwszym wagonem. Trąbiłem i migałem światłami, ale nie przyniosło to skutku. Po przejechaniu ok. 300 m tramwaj zatrzymał się. Zaparkowałem swoje auto i pobiegłem na miejsce. Była tam już grupa ludzi, próbowali pomóc dziecku. Zapytałem, czy chłopiec oddycha. Powiedzieli, że nie żyje – dodał kierowca.
Na kolejną rozprawę zostaną wezwani kolejni świadkowie i biegły. Została zaplanowana na 21 maja.