Gaz znaleźli zięć i wnuk nieżyjącego właściciela komórki. - Sprzątaliśmy piwnicę po dziadku, żeby zrobić tam miejsce na rowery. Kiedy kończyliśmy, z sufitu niespodziewanie spadły na nas szklane fiolki - opowiadają Dariusz Janicki (52 l.) i jego syn Remigiusz (19 l.). - Zdębieliśmy! Nie mieliśmy pojęcia o ich istnieniu ani też skąd wypadły - opowiadają.
Gdy tylko piętnaście fiolek rozbiło się o podłogę, w powietrzu zaczął unosić się cuchnący, drażniący nos zapach. Janiccy przerazili się nie na żarty.
Natychmiast wezwali straż pożarną i już po chwili w piwnicy pojawili się strażacy z jednostki ratownictwa chemicznego, saperzy i policja.
Ustalili, że mają do czynienia z chloropikryną.
- Stosowana była niegdyś jako bojowy środek trujący. W najgorszym przypadku może powodować zgon, na ogół są to jednak poparzenia, bóle brzucha i wymioty. Jej opary silnie drażnią błony śluzowe oczu i dróg oddechowych, wywołują łzawienie, kichanie i kaszel - poinformował mł. kpt. Grzegorz Mszyca z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. - Na szczęście okazało się, że tutaj nie ma niebezpieczeństwa, bo substancja była mocno przeterminowana i jej stężenie było już bardzo małe - dodaje.
Kiedy okazało się, że fiolki nie są już tak groźne, strażacy wsadzili je do foliowego worka i... oddali przerażonym mężczyznom. Śmierdzące resztki muszą zutylizować we własnym zakresie. - Złapałem się za głowę, bo to koszt nawet 3 tysięcy złotych, nie mamy takich pieniędzy - żali się pan Darek. - Może ktoś z władz Warszawy lub Czytelników "Super Expressu" jakoś nam pomoże? - pyta zrezygnowany.