Sprawa ciągnęła się kilka miesięcy. Najpierw do pokrzywdzonego zgłosił się mężczyzna, który twierdził że ten winny jest mu 20 tysięcy złotych. - Kwota ta, w ciągu 3 miesięcy wzrosła do prawie 390 tys. złotych. Przez ten okres czasu mężczyzna, jego rodzina i znajomi byli nękani przez nieznane im osoby – powiedziała podinsp. Elwira Kozłowska. W końcu dług urósł do niemal 390 tysięcy złotych!
Pewnego dnia dwóch zbiorów zastawiło pułapkę. Zaczaili się w podziemnym garażu na swoją ofiarę i dotkliwie pobili. Wtedy zastraszany i pobity mężczyzna zgłosił się na policję. Funkcjonariusze natychmiast ruszyli za sprawcami.
Przeczytaj również: Dramat na Białołęce w Warszawie. Matka zatrzasnęła 2-latka w aucie stojącym na słońcu
Udało się ustalić jakim samochodem jeździ starszy z bandytów. Na początku lipca doszło do pościgu. - Funkcjonariusze chcieli zatrzymać pojazd do kontroli, jednak gdy tylko kierowca zorientował się że ma do czynienia z policjantami, zaczął uciekać. Po krótkim pościgu w rękach policji był 53-letni kierowca – powiedziała policjantka. 31-letni wspólnik wpadł tego samego dnia. W samochodzie policjanci odkryli wiele „narzędzi”, którymi posługiwali się przestępcy: dwie atrapy broni, miotacze gazu, petardy, kajdanki, kominiarki a nawet mefederon!
Zarzuty dla bandytów. Nie działali sami?
Bandyci usłyszeli zarzuty uporczywego nękania i wymuszenie rozbójnicze, a 53-latkowi dodatkowo za posiadanie mefedronu i nie zatrzymanie się do kontroli drogowej. Czy działali na czyjeś zlecenie? To wyjaśni prokuratorskie śledztwo.