- Widok był koszmarny. Kiedy podnosiliśmy ciężarówkę i zobaczyliśmy zmiażdżony dziecięcy fotelik, wszyscy zamarliśmy na chwilę. Okazało się, że w środku był tylko kierowca. Zginął na miejscu - relacjonował jeden ze stołecznych strażaków zaraz po potwornym wypadku.
Wszystko wydarzyło się wczoraj około godz 14. Ulicą Jagiellońską w kierunku Białołęki jechała ciężarówka wypełniona piaskiem. Nagle na wysokości stacji benzynowej przy ul. Szernera ważący kilkadziesiąt ton kolos gwałtownie odbił w prawo. Kierowca stracił kontrolę nad pojazdem, który przewracając się na bok, ściął latarnię i dosłownie zgniótł osobowego volkswagena golfa, czekającego w bocznej uliczce na możliwość włączenia się do ruchu. Ciężarówka uderzyła jeszcze w zaparkowanego przy stacji renaulta i dopiero wtedy się zatrzymała. Przewracająca się latarnia uszkodziła srebrne bmw, które jechało bezpośrednio za tirem. Antoni B. (58 l.), który siedział za kierownicą golfa, nie miał szans na przeżycie. Zginął na miejscu w zmiażdżonym aucie. Dlaczego wypełniony piaskiem tir przewrócił się w czasie jazdy?
Z relacji świadków wynika, że w aucie nagle pękła opona w przednim kole. Na to wskazywały też ślady na jezdni. Nie jest wykluczone, że stało się tak z powodu złego stanu technicznego pojazdu, który dodatkowo mógł być przeładowany.
- Trwa postępowanie, które ma na celu ustalenie przyczyn tego zdarzenia. Będziemy między innymi sprawdzali stan techniczny tego pojazdu. Jedną z rozważanych wersji będzie uszkodzenie opony - wyjaśnia asp. Robert Opas z Komendy Stołecznej Policji. - Kierowca ciężarówki był trzeźwy - dodaje.
Kierowca ciężarówki trafił do szpitala. Ma bardzo poważny uraz kręgosłupa. Na razie nie wiadomo, czy usłyszy jakieś zarzuty.