W bagażniku samochodu byłego komendanta policjanci znaleźli pakiet kart wyborczych z oddanym głosem. Prokuratura nie chce jednak ujawniać, na kogo głosy zostały oddane.
- Dokumenty pochodziły z ostatnich wyborów samorządowych i były przynależne do jednej z komisji wyborczych na Białołęce - mówi Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga. I po chwili dodaje:
- W sprawie zostali już przesłuchani członkowie komisji, a Mariusz W. odmówił zeznawania. Śledczy badają teraz, jak znalazły się w jego posiadaniu. Prawdopodobnie jednak otrzymał je po podliczeniu głosów, na etapie przekazywania ich do archiwum.
Karty są w tej chwili w policyjnym laboratorium, gdzie specjaliści badają na nich ślady i odciski palców. Dzięki temu będzie wiadomo, kto miał z nimi kontakt. Jeżeli okaże się, że rzeczywiście zabrano je, by sfałszować wybory, to Państwowa Komisja Wyborcza po stwierdzeniu, że miało to znaczący wpływ na wynik, może w tej sytuacji nawet unieważnić wybory.
Przypomnijmy, wygrała je Hanna Gronkiewicz-Waltz (59 l.), która dostała 53 procent głosów. Stołeczny Ratusz nie chce komentować sprawy. - To nie nasze kompetencje - ucina Bartosz Milczarczyk (30 l.), rzecznik Ratusza.
Mariusz W. pod koniec marca został zatrzymany przez policję. Jest oskarżony o zamordowanie legionowskiego biznesmena. Nie przyznaje się jednak do winy. Obecnie przebywa w tymczasowym areszcie.