Działający przy ul. Skierdowskiej na Białołęce dom samotnej matki to obraz nędzy i rozpaczy. W dwóch wybudowanych 16 lat temu i złączonych łącznikiem budynkach żyje blisko 60 osób, matki z 36 dzieci i jedna rodzina. Mają do dyspozycji 12- lub 24-metrowe pokoje, w których mieszkają z czwórką, a nawet piątką pociech.
Sylwia Wasiołek (43 l.), wiceprezeska Stowarzyszenia Wspólnymi Siłami, która prowadzi dom, przyznaje, że potrzeba im wszystkiego. - Najbardziej produktów na kanapki, pasztetów, wędlin, konserw, nabiału. Przy jednym posiłku dla 60 osób schodzi tego nawet 6 kilo - mówi pani Sylwia. - Padły nam też lodówki, w których możemy trzymać jedzenie - dodaje Sylwia Siedlecka (27 l.).
Dzielnica, oprócz otoczenia kilku osób pomocą pracowników socjalnych, inaczej pomóc nie może. - To bardzo trudna sytuacja, bo jest to samowola budowlana na miejskim gruncie. Dom jest w strasznym stanie, ale my nie mamy gdzie przenieść tych kobiet - mówi Bernadetta Włoch-Nagórny, rzecznik Białołęki. Skutki urzędniczych kontroli, które co pewien czas odbywają się przy ul. Skierdowskiej, odczują za to hodowane przez kobiety... świnie. - Trzymane są w okropnych warunkach i prawdopodobnie służby weterynaryjne podejmą decyzję o zabraniu tych zwierząt - mówi rzeczniczka.
Zwierzęta będą miały lepiej - a samotne mamy? Część z nich może znaleźć miejsce w wybudowanym niemal po sąsiedzku przez miasto Centrum Samotnych Matek, które stoi gotowe już od października. Miasto szuka organizacji pozarządowej, która zajmie się jego prowadzeniem i terapią dla kobiet. - W przyszłym tygodniu powinniśmy poznać zwycięzcę konkursu. Niedługo po jego wyłonieniu ruszy procedura zasiedlania centrum - zapewnia Tomasz Pactwa, dyrektor miejskiego biura pomocy i projektów społecznych.