Kontrowersyjny klub opisaliśmy w "Super Expressie" w piątek. Władze dzielnicy po protestach mieszkańców i interwencjach policji zamierzają zerwać umowę najmu lokalu z firmą D.K.F., jeśli ta nie przestanie prowadzić przy Chłodnej działalności niezgodnej z umową. Spodziewają się, że właściciel może pójść do sądu. Na razie błyskawicznie zlikwidował "dowód rzeczowy" podważenia umowy, czyli stronę internetową.
- Strona internetowa klubu Darkroom nie pozostawiała wątpliwości co do charakteru imprez, jakie się tam odbywają. Nie są one zgodne z umową - mówi rzecznik wolskiego urzędu dzielnicy Monika Beuth-Lutyk. W regulaminie klubu czytaliśmy m.in., że "lokal ma charakter erotyczny i dochodzi w nim do aktów seksualnych za przyzwoleniem wszystkich uczestników", a "wszystkie akty seksualne z wyłączeniem prostytucji i aktów seksualnych zakazanych przez prawo obowiązujące na terytorium RP są dozwolone".
Zobacz: Warszawa. Ursus odcięty od świata!
Urzędnicy przekonują, że właściciel klubu wprowadził ich w błąd, startując w przetargu. Tymczasem, jak się okazuje, dzielnica wcześniej dopłaciła z publicznych pieniędzy do powstania tego lokalu. Przez sześć miesięcy bowiem firma prowadząca Darkroom nie musiała płacić ponad 8 tys. zł czynszu, ponieważ władze dzielnicy Wola zgodziły się odliczyć nakłady na remonty, które "na trwałe podwyższają wartość lokalu". Do takich urzędnicy zaliczyli remont schodów do piwnicy, przeniesienie pomieszczenia WC (ze względu na kolizję z nowymi schodami), otworu drzwiowego w piwnicy a także remont stropu i wymianę aluminiowej witryny. W efekcie przez pół roku mogła prowadzić lokal z kosztami najmu na poziomie 3,37 zł plus VAT za m.kw miesięcznie. - Pozostałe roboty, jak sauna, jacuzzi czy ścianki działowe, najemca wykonał na własny koszt i nie będzie wnosił o zwrot nakładów - wyjaśnia Monika Beuth-Lutyk.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail