Urzędnicy tuż przed wyborami oddali do użytku po remoncie ul. Dźwigową. Ogłoszono sukces, bo w końcu odnaleziono przyczynę ciągłych zapadnięć się jezdni pod wiaduktami PKP. Naprawienie odwodnień nie na długo wystarczyło.
Wczoraj kursujące pobliską ul. Globusową autobusy niskopodłogowe niebezpiecznie zahaczały o jezdnię. Potem przyjechało pogotowie drogowe, które ustawiło barierki i odjechało. Kierowcy byli w szoku. – Zawsze się tu coś dzieje i nie można spokojnie przejechać – narzeka Paweł Kurzaj (34 l.), mieszkaniec Włoch. – Może tym razem płyty tektoniczne i trzęsienia ziemi zaskoczyły drogowców – śmieje się.
Patrz też: Warszawa: Przez remont Dźwigowej ludzie chodzą po torach
Urzędnikom nie jest jednak do śmiechu i nie chcą wziąć odpowiedzialności za awarie, więc nie kwapią się z remontem. – To MPWiK w 2009 roku prowadził tam prace związane z infrastrukturą. Jezdnia jest na gwarancji do 2013 roku i będziemy domagać się jej jak najszybszej naprawy – mówi Adam Sobieraj (33 l.), rzecznik Zarządu Dróg Miejskich.
Bartosz Milczarczyk (28 l.), rzecznik MPWiK, studzi oskarżających drogowców. – Nie możemy się zgodzić z tezą, że to przeprowadzone przez nas prace doprowadziły do zapadnięcia jezdni. Choćby dlatego, że usunęliśmy wtedy wszystkie nasze urządzenia, studnie i fragmenty kanalizacji, które okazały się niepotrzebne. Droga została potem odbudowana zgodnie z zasadami – tłumaczy. Dopóki urzędnicy nie dogadają się między sobą, tracić będą kierowcy.