To miała być osłoda przyjętego w czwartek przez radę kryzysowego budżetu Warszawy. - Wydamy ponad 80 milionów mniej na wynagrodzenia urzędników. Ponieważ od 2008 roku nie było podwyżek, to tak naprawdę spadek pensji wyniesie 12 procent - mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz (60 l.), opowiadając o budżetowych planach na 2013 rok. - Nareszcie się opamiętali - westchnęło wiele osób. Trudno im się dziwić. Wystarczy wspomnieć choćby opisywane w środę przez "Super Express" 304 mln zł, które pani prezydent wydała na premie i nagrody dla urzędników ratusza w latach 2007-2012.
Opozycja cieszy się jednak ostrożnie. - Jak zobaczę, to uwierzę - mówi Maciej Wąsik (43 l.), szef klubu PiS w Radzie Warszawy. - Za chwilę i tak pewnie wyjdzie jakieś zarządzenie, w którym pani prezydent przyzna gigantyczną nagrodę któremuś z dyrektorów lub prezesów. Te cięcia dotkną tych, którzy i tak dziś zarabiają najmniej - wieszczy radny Wąsik.
Inne cięcia dotkną niestety warszawiaków. PO postanowiła zamrozić zapisane w budżecie 190 mln zł dla Zarządu Transportu Miejskiego. Teoretycznie na wypadek nagłego ataku kryzysu, w praktyce brak tych pieniędzy odczuwalny może być od razu. Szef ZTM Leszek Ruta zapowiedział już bowiem, że na ulice poza godzinami szczytu i w weekendy wyjechać może mniej autobusów. Już w styczniu znikną też najpewniej nocne kursy metra, a chwilę później być może też linie dublujące się z podziemną lub naziemną kolejką, np. linia 521. Mieszkańcy nie kryją oburzenia. - To skandal! Nie dość, że podnoszą ceny biletów, to teraz zmniejszą liczbę taboru w komunikacji - mówi student Mateusz Krakowiak (25 l.). Jego głos nie jest odosobniony.