- Moja mama miała wypadek na rowerze. Pojechałem do szpitala, byłem zdenerwowany. Miałem przy sobie plecak, do którego zabrałem rzeczy dla mamy - opowiada Kacper Zagalski.
Wszystko wydarzyło się w Szpitalu Praskim. Kacper chciał odwiedzić mamę, jednak pielęgniarka nie chciała go do niej wpuścić. Zdenerwowany chłopak nie chciał dać za wygraną i pielęgniarka wezwała policję. Mundurowi poprosili Zagalskiego o dokument tożsamości.
- Nie wiedziałem, że mam w plecaku paszport. Przeszukałem kieszenie i powiedziałem policjantom, że nie mam dowodu osobistego. Jeden z nich zauważył, że z jednej z przegródek w plecaku wystaje mi paszport. Stwierdził, że próbowałem to przed nim ukryć i wlepił mi 500 zł mandatu - opowiada Kacper. Sprawę zupełnie inaczej widzą stołeczni policjanci.
- Mężczyzna awanturował się w szpitalu, był wulgarny wobec pielęgniarek. Personel wezwał patrol, który był na terenie placówki w innej sprawie. Kilka razy był proszony przez policjantów o okazanie dokumentu tożsamości. Kategorycznie twierdził, że takiego przy sobie nie posiada. Okazało się, że ma paszport. Został ukarany mandatem - wyjaśnia asp. Mariusz Mrozek (40 l.) ze stołecznej policji.