Wczoraj w olbrzymim ogonku, który ciągnął się przed placówką, czekało około 200 osób. - Pod przychodnię dwa razy przyjeżdżała karetka, bo niektórzy nie wytrzymali i omdleli - opowiadają wstrząśnięci pacjenci. A dlaczego muszą przeżywać taki koszmar? Telefoniczna rejestracja graniczy z cudem, a potem brakuje numerków. - Tak jest za każdym razem, kiedy są zapisy do specjalistów. Ktoś wreszcie powinien zainteresować się losem ludzi, którzy się tu leczą - denerwuje się Czesława Wróbel (77 l.), która stała w kolejce od godz. 8.30. - W grudniu czekałam ponad trzy godziny i strasznie zmarzłam. Teraz też zanosi się na to, że będę długo czekać - opowiada. Oburzenia sytuacją nie kryje też Teresa Lipka (72 l.), która jest emerytowaną pielęgniarką. - To, co się dzieje w polskiej służbie zdrowia, to jakieś nieporozumienie. W ten sposób nie powinno się postępować z pacjentami - skarży się 72-latka, która czekała w kolejce na zapis od godz. 7 do 11.
A co na to dyrekcja przychodni? - Pan dyrektor jest na urlopie - usłyszał dziennikarz "Super Expressu" w sekretariacie placówki. Natomiast kierowniczka poradni specjalistycznej twierdzi, że kolejka miała związek z przeprowadzanym w przychodni remontem, który zakończył się po majówce, bo w tym czasie specjaliści nie przyjmowali.