Pasażerowie metra zarówno w porannym, jak i popołudniowym szczycie nie wiedzieli, co się dzieje. Spiker w metrze co chwilę informował, że pociągi z powodu awarii mogą być opóźnione. Zamiast co trzy minuty kolejki przyjeżdżały nawet co osiem. To z kolei powodowało spore zamieszanie i ogromny tłok - nie każdy mógł się dostać od razu do metra. - Naprawa jest poważna, ale nie stanowi niebezpieczeństwa. Usterka została wykryta podczas porannego przejazdu technicznego, jeszcze przed wyruszeniem na szlak pierwszego pociągu - tłumaczy Krzysztof Malawko (56 l.), rzecznik Metra Warszawskiego. Dlatego zdecydowano, że ruch w poniedziałek będzie odbywał się normalnie, jednak pociągi w kierunku Młocin między stacjami Wierzbno a Racławicką mają zwalniać do 15 km/h. Zwykle rozpędzają się do około 60 km/h.
Pierwsza naprawa odbyła się w nocy z poniedziałku na wtorek, druga zaplanowana jest na noc z wtorku na środę. - Razem potrzeba nam około ośmiu godzin, żeby się z tym uporać - mówi Krzysztof Malawko. Robotnicy będą wymieniać tory, które w związku z dużą częstotliwością metra po prostu się odkształciły. Urzędnicy zapewniają, że utrudnienia znikną, jak tylko zakończą się prace w tunelu między Wierzbnem a Racławicką. Wtedy pociągi będą też mogły jeździć z normalną prędkością. - Może się zdarzyć tak, że we wtorek jeszcze będą opóźnienia, ale na pewno w środę wszystko wróci do normy - informuje rzecznik.
A pasażerowie na razie cierpliwie znoszą tłok w wagonach. - To są dosyć duże utrudnienia, ale rozumiem, że urzędnicy wiedzą, co robią. Najważniejsze jest przecież bezpieczeństwo pasażerów - przyznaje pasażerka Elżbieta Witkowska (52 l.).