Mimo iż kuna wygląda jak słodki puchaty zwierzak, którego można by przygarnąć do domu, to potrafi naprawdę nieźle narozrabiać. Kuny zagryzają kury, myszy i szczury. W mieście, gdzie takich gryzoni jest mniej, żywią się owadami i owocami. O dziwo, niestety, upodobały sobie też... przewody hamulcowe w autach, które przegryzają kilkoma ostrymi jak brzytwa zębami.
Futrzaste bestie dają się szczególnie ostro we znaki w kilku miejscach stolicy. Zwierzęta te lubią otwarte przestrzenie, łąki sąsiadujące z zagajnikami i lasami. Spotkać je można w okolicach Lasu im. Jana III Sobieskiego, ul. Zwoleńskiej w Wawrze, Lasu Kabackiego przy Puławskiej, Kępie Tarchomińskiej, ale widywane są nawet w centrum przy ul. Ogrodowej. Kuny dają też nieźle popalić mieszkańcom Marymontu, okolic parku Kaskada i stawów Kellera, gdzie zniszczyły już kilka samochodów. - Widzę je regularnie po zmroku, kiedy zaczynają grasować - mówi pan Maciej Janowski (41 l.). - Boję się zostawiać auto przy Kaskadzie, żeby nie musieć płacić 1500 złotych za wymianę przewodów hamulcowych lub inne naprawy - dodaje.
Mechanicy samochodowi przyznają, że auta pokiereszowane przez futrzaki trafiają do nich w miarę regularnie. - Kuny czy koty wchodzą pod maskę, by schować się przed chłodem. Często znajdujemy w autach kawałki chleba, a nawet gniazda - mówi Emil Kur (30 l.) z warsztatu FullGaz przy ul. Grochowskiej. Jak mówi, na szkody najbardziej narażone są pojazdy, które kilka dni stoją w miejscu. - Kuny najczęściej przegryzają izolowane kable zasilające i chłodnicze. Rzadziej przewody hamulcowe - mówi. Zwierzaki unikają miejsc, gdzie są psy, bo się ich śmiertelnie boją. Może to jest metoda na walkę z nimi?