Dramat wydarzył się kilka minut po godzinie 7 rano. - Do środka nagle wbiegła klientka i powiedziała, że jakieś dziecko spadło na chodnik. Widziałam, jak ten chłopiec leżał na ziemi, a zapłakana matka pochylała się nad nim - opowiada zszokowana Ewa Garus (64 l.), która prowadzi niedaleko sklep. A po chwili dodaje wstrząśnięta: - Nie ruszał się wcale, tylko cały czas przeraźliwie krzyczał.
W momencie tragedii chłopiec był pod opieką matki, która najprawdopodobniej przygotowywała śniadanie dla rodziny. W tym czasie maluszek był w pokoju z 9-letnią siostrą, która czytała mu bajkę.
Chłopiec zapewne po meblach wszedł na parapet, stracił równowagę i runął na chodnik. Kilka chwil później karetka zabierała go do szpitala. Tam od razu trafił na stół operacyjny.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa. Robotnicy na Targowej piszą SMS-y zamiast pracować
Lekarze przez kilka godzin walczyli, żeby utrzymać chłopca przy życiu. - Dziecko trafiło do nas z rozległymi obrażeniami głowy. Operacja była bardzo skomplikowana i trudna. Lekarze zrobili to, co mogli, teraz trzeba czekać - tłumaczy Maciej Kot, rzecznik szpitala przy ul. Niekłańskiej.
Sprawę bada policja i prokuratura. - Bierzemy pod uwagę wszystkie wersje, jednak ze wstępnych ustaleń wynika, że doszło po prostu do nieszczęśliwego wypadku - wyjaśnia kom. Agnieszka Hamelusz (33 l.) z policji w Śródmieściu.