Warszawa. Nowe prawo ożywi centrum?
Stołeczni radni na ostatniej sesji przyjęli nowe zasady zawierania umów z najemcami lokali użytkowych w miejskich budynkach. Do tej pory najemca po zakończeniu umowy najmu musiał startować w nowym przetargu. Przez te przepisy upadło wiele kultowych miejsc, np. Prochownia na Żoliborzu – tu właścicielka po 10 latach prowadzenia działalności przegrała przetarg i musiała zwinąć interes. Nie pomogły petycje mieszkańców. Wielu najemcom dzielnice oferowały też umowy na dwa, trzy lata, a po ich upływie przedsiębiorca nie miał pewności, czy otrzyma nową umowę, czy będzie musiał zwijać biznes. Nie był więc skłonny do inwestowania w lokal. Teraz ma się to zmienić. Wieloletni dzierżawca nieruchomości może się ubiegać o przedłużenie umowy bez przetargu czy konkursu.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby te zasady dotyczyły wszystkich najemców w miejskich lokalach. – Nowe przepisy dotyczą jednak tylko całych miejskich budynków i gruntów, dzierżawionych instytucjom i przedsiębiorcom. A co z pojedynczymi lokalami i najemcami? – Prezydent wydał zalecenia zarządom dzielnic, żeby chętniej zawierały umowy długoterminowe, np. na okres 10 lat – wyjaśnia Jakub Leduchowski, zastępca rzecznika warszawskiego ratusza. To jednak tylko zalecenie, nie zapis w uchwale. Czy to wystarczy, by przedsiębiorcy na Chmielnej, Targowej czy Żelaznej chcieli wynajmować lokale i zainwestować w większy remont? – To byłaby pozytywna zmiana na korzyść przedsiębiorców. Dzięki umowom długoterminowym można planować prowadzenie biznesu z wyprzedzeniem – komentuje Aneta Sienicka, właścicielka Hau Cafe przy ul. Chmielnej.
Nie wszyscy jednak są tak optymistycznie do decyzji urzędników nastawieni. Na Chmielnej wiele pustostanów to lokale w nieruchomościach prywatnych, nie miejskich. Na nie ratusz nie ma wpływu. A handel tu, niestety, umiera.