W piątek Zarząd Transportu Miejskiego nakazał autobusom pospiesznym zatrzymywać się na każdym przystanku. Reporterzy "Super Expressu" sprawdzili, jak i czy w ogóle spełnia się ten dobry w założeniu system. Niestety, zimowa, mroźna rzeczywistość rozczarowała. Na ulicy Marszałkowskiej na wysokości ulicy Hożej reporterzy bezskutecznie domagali się zatrzymania linii przyspieszonych. Tylko jeden z kierowców okazał się człowiekiem i bez problemu zabrał pasażerów z przystanku. Inni udawali, że nie widzą, jak machamy, by się zatrzymali.
- Linie przyspieszone "na żądanie" pasażerów muszą się zatrzymywać na wszystkich napotkanych po drodze przystankach - wyjaśnia Igor Krajnow (33 l.), rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego - Nie dotyczy to tylko tych przystanków, które są tuż przed skrętem w lewo, oraz tych przystanków, które są w pobliżu przystanków podstawowych dla tych linii. Sprawdziliśmy! Stojąc w samo południe w centrum na przystanku Hoża 02, gdzie zatrzymują się zwykłe linie. Na machanie reportera "Super Expressu" nie zareagowali kierowcy linii: 519 i 520, a kierowca autobusu 525 nawet specjalnie zmienił pas. Zatrzymał się dopiero czwarty pojazd linii 422.