Mariusz O. (33 l.) zachowywał się wczoraj w sądzie, jakby sam był oskarżycielem. Podczas przesłuchania jego byłej konkubiny Joanny T. (34 l.) powiedział, że to ona zleciła morderstwo. - Twierdził, że to ja byłam mózgiem całej tej operacji. Powiedział przed sądem, że wybrałam sobie tamtego taksówkarza i powiedziałam "tego pier...nij", żeby sprzedać auto i spłacić jakieś długi. Zeznał, że zrobił to, co kazałam, bo mnie tak bardzo kochał. To wszystko bzdury. Ja o niczym wcześniej nie wiedziałam i nic z tego nigdy nie miałam - powiedziała w rozmowie z "Super Expressem" Joanna T.
Oskarżony zadał byłej kochance łącznie 108 pytań przygotowanych wcześniej na kartce. Większość z nich zupełnie bez związku ze sprawą miała na celu wyprowadzenie świadka z równowagi. Na koniec zapytał jeszcze, czy Joanna T. podda się badaniu wariografem, który według oskarżonego ostatecznie udowodni, że była narzeczona kłamie. - Nie widzę problemu- odpowiedziała 34-latka. Jego próby zrzucenia z siebie winy nie zrobiły wrażenia na składzie sędziowskim. Mariusz O. sam przeczył swoim zeznaniom.
Zobacz też: Warszawa: Druga linia metra. Strażacy sprawdzają stację Stadion
Jesienią 2013 roku przyznał się do popełnienia zbrodni i podczas wizji lokalnej pokazał, jak w mieszkaniu na Mokotowie odebrał życie Janowi B. (55 l.) z korporacji Sawa i ukradł mu wartego 100 tysięcy złotych mercedesa. W sądzie odtwarzane były także nagrania z dyspozytorni, na którą Mariusz O. uporczywie wydzwaniał, pytając, gdzie znajdzie upatrzonego wcześniej kierowcę. Na ławie oskarżonych wraz z nim siedzi także Tomasz R. (37 l.), który pomagał w zabójstwie. W przyszłym tygodniu zostaną wygłoszone mowy końcowe i niewykluczone, że zapadnie wyrok. Zwyrodnialcom grozi dożywocie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail