Urodził się we wschodniej Turcji, do szkoły chodził w Istambule, wtedy Konstantynopolu, a jego matka była rodowitą Gruzinką. Witold Kruczek-Abuładze do Polski przyjechał z nią w 1931 roku. A już w 1944 roku sam się zgłosił, by walczyć za Warszawę jako żołnierz oddziału osłonowego sztabu Armii Krajowej. Dlaczego poszedł do Powstania?
- Z nienawiści i złości. Bo miałem dość traktowania nas jak "półzwierzęta". Gdy się widziało to upodlenie, łapanki, pożary, rozstrzeliwania i czuło niepewność jutra, to każdy czuł, że chce bić Niemców - wyjaśnia "Kruk". Pierwszego dnia P owstania zgłosił się do dowództwa AK i powiedział, że jest mechanikiem samochodowym. - I dostałem zadanie sprowadzenia samochodu, którego nikt nie potrafił uruchomić. Udało się, ale na Marszałkowskiej auto dostało serię w chłodnicę, więc musiałem je na ulicy zostawić. Ale już w sztabie AK zostałem - opowiada powstaniec. I deklaruje: - Jeśli trzeba byłoby bić się z Niemcami, dziś też bym poszedł!
Zobacz: Warszawa. Bulwary zachwycają!
Jego prawnuczka Nadia wolna jest od takich opowieści. - Dziecku to ja na razie lżejsze rzeczy opowiadam - śmieje się powstaniec. Zabrał ją tylko ze sobą do Muzeum Powstania Warszawskiego, aby pokazać jej pomnik poświęcony Gruzinom walczącym w Powstaniu. Ale pradziadek jest dla niej po prostu ukochanym i zabawnym dziadkiem, który zawsze ma w zanadrzu jakąś ciekawą historię. - Dziadek jest fajny. Zawsze żartuje. I dba o mnie. Opowiada mi różne bajki. I uczy śmiesznych powiedzonek, jak na przykład "do stu tysięcy fur beczek marynowanych śledzi" - potwierdza sześcioletnia Nadia Lipińska.
Humor nie opuszczał Witolda Kruczka, nawet gdy 71 lat temu nad głową świszczały kule. - Podczas jednej z akcji usadowiliśmy się na pierwszym piętrze przy ul. Królewskiej. Tam była jakaś firma krawiecka, stały manekiny i myśmy te manekiny wystawiali Niemcom do okna, oni do nich strzelali. Trochę amunicji na to zmarnowali... - wspomina. Do młodych dziś ma jedno przesłanie: - Żeby nie marnowali w dzisiejszej Polsce tego, o co ich dziadkowie walczyli.