To, że ceglany budynek jest ruiną, w której nie powinni mieszkać ludzie, wie nawet Poczta Polska, która zwolniła listonosza z noszenia tam poczty. Zauważył to też Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. I choć już w 2010 r. nakazał wykwaterowanie wszystkich lokatorów zagrożonych utratą życia, w kamienicy wciąż mieszka Agnieszka Kiempka (32 l.) z mężem Arturem (27 l.) i półrocznym synkiem Alanem oraz jej przyrodni brat Jacek Malanowski (38 l.). Grzyb, sypiący się tynk, brak ogrzewania i ciepłej wody, dziurawe okna - oto ich codzienność.
Urzędnicy z Woli nie kiwnęli nawet palcem, by znaleźć im inne mieszkanie, bo uznali, że nie mają prawa nawet do tego, w którym przebywają. W 2012 roku skierowali do lokalu zastępczego ich ojca, który był głównym najemcą rudery przy Łuckiej. Urzędnicy chcieli, by do 68-metrowego lokalu przy Siennej trafił razem z całą rodziną, ale on przeniósł się tam tylko z dorosłymi dwiema córkami i synem. - Skierowali nas tam jako uprawnionych do zamieszkania, a nie najemców. Niestety, choć byśmy chcieli, nie możemy tam pójść - mówi pan Jacek. - Ojciec nie życzy sobie mojego męża i dziecka ani swojego pasierba - tłumaczy pani Agnieszka, kołysząc małego Alanka. Żadnego z nich nie stać na wynajem, razem nie mają na życie nawet 3 tys. zł. Zarówno ona, jak i pan Jacek wystąpili o lokal zastępczy. Urząd jak mantrę powtarzał, że nie mają tytułu prawnego do lokalu komunalnego. Mimo to pobierał od nich czynsz. W końcu wystąpił do sądu o eksmisję.
W lutym sąd uznał wniosek miasta za bezprawny i stwierdził, że rodziny mają prawo do lokalu na Łuckiej. I co? I nic. - Fakt, że zgodnie z wyrokiem sądu pasierb i córka są najemcami lokalu przy ulicy Łuckiej 10 nie przesądza o tym, że zostaną im przyznane odrębne lokale zamienne - informuje Monika Beuth-Lutyk, rzecznik urzędu dzielnicy Wola i przypomina o tym, że urząd wskazał im już lokal, w którym mieszka ojciec. - Po uprawomocnieniu się wyroku, urząd wskaże właściwy tok postępowania do realizacji tej sprawy - zaznacza jednak.
- Będziemy tu czekać aż nam się wszystko zawali na głowy i będzie nieszczęście - podsumowuje zrozpaczona pani Agnieszka.