Stolica prowadzi w tym rankingu niezmiennie od 11 lat. W tym roku goni ją Opole - 370 zł na mieszkańca i Wrocław - 340 zł. Dlaczego administracja w Warszawie musi tyle kosztować? Ponieważ systematycznie z roku na rok przybywa nam urzędników. Dziś w Ratuszu i 18 dzielnicach jest 7680 etatów. Gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz (61 l.) w 2006 roku obejmowała władzę w Ratuszu, było ich prawie 2 tys. mniej. Dwa lata temu wydatki na administrację po raz pierwszy rekordowo przekroczyły miliard złotych. Pod wpływem krytyki mediów, ataków stołecznej opozycji oraz kryzysu Ratusz zaczął ciąć. I - jak się okazuje - można.
W ubiegłym roku zapłaciliśmy za urzędników 860 mln zł, tegoroczne plany - to 910 mln zł. Najwięcej pochłaniają oczywiście pensje i premie - ponad 660 mln zł. Ale prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz konsekwentnie nie zamierza zrezygnować z nagradzania swoich pracowników. Tłumaczy też, że kilkadziesiąt osób trzeba było zatrudnić do nowych zadań narzuconych samorządom przez nowe przepisy.
- Większe wydatki wcale nie muszą oznaczać marnowania pieniędzy podatników na fanaberie urzędników. Skutkiem może być lepsza, sprawniejsza obsługa obywateli. Nasze zestawienie nie jest w stanie uchwycić jednak takiej zależności między wydatkami a ich efektami - zwraca uwagę prof. Paweł Swianiewicz, kierownik Zakładu Rozwoju i Polityki Lokalnej Uniwersytetu Warszawskiego. Stołeczni radni opozycji widzą jednak w Warszawie pole do większych oszczędności.
- Hanna Gronkiewicz-Waltz stworzyła bizancjum dla swoich najbliższych współpracowników i to oni zgarniają lwią część wydatków i są sowicie nagradzani, choć nie zawsze jest to uzasadnione - krytykuje radny PiS Jarosław Krajewski.
Największym błędem jest zatrudnianie ludzi, rzekomo fachowców, którzy zamiast przygotowywać odpowiednie dokumenty, zlecają na zewnątrz ich opracowanie. A Ratusz płaci podwójnie, za urzędnika na etacie i za zlecenie. W samym Ratuszu średni koszt utrzymania jednego etatu - to ok. 7 tys. zł. Ale rekordziści zarabiają lepiej od premiera i prezydenta. Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz (50 l.) w ubiegłym roku zarabiał średnio 28 tys. zł miesięcznie.
Tadeusz Kawka (69 l.):
- Miliard na urzędników? Za co? To jest jakiś skandal. Gdy słyszę o tych nagrodach, premiach, to szlag mnie trafia. Jak oni mogą myśleć o ludziach, co mają dwa tysiące emerytury? Taki, co zarabia 20 tys., nigdy emerytów nie zrozumie.
Krystyna Niedzielska (62 l.)
- Jeżeli w Krakowie urzędnicy kosztują o połowę mniej, to znaczy, że i w Warszawie administracja może być tańsza. Można docenić kogoś, kto odpowiada za komunikację i inwestycje, bo rzeczywiście widać w mieście poprawę w tej dziedzinie. Ale dysproporcja między zarobkami wysokich urzędników a np. nauczycielami czy służbą zdrowia jest nieprzyzwoita.