Tylko w ubiegłym tygodniu pogotowie drogowe w pięć dni otrzymało aż 110 zgłoszeń z prośbą o załatanie wyrw z jezdniach. Najgorsza sytuacja jest na mniejszych uliczkach, gdzie trudno przejechać samochodem, nie zapadając się w jednym z drogowych kraterów. Niestety, nie mamy dobrych wiadomości dla zmotoryzowanych warszawiaków. Miasto nie ma pieniędzy na łatanie dziur.
W ubiegłym roku Zarząd Dróg Miejskich wydał na weekendowe frezowania 27 mln zł. W 2013 r. zapisane jest w budżecie na ten cel tylko 10 mln zł. To aż o 17 mln mniej, a to oznacza, że jeszcze długo będziemy jeździć po dziurawych drogach. Drogowcy sami też nie wiedzą, ile przeznaczą na ich naprawę. - Mamy w budżecie mniej pieniędzy, ale ile zostanie przeznaczone na remonty, nie wiemy - mówi Karolina Gałecka, rzeczniczka ZDM.
- W przyszłym tygodniu odbędzie się spotkanie w biurze koordynatora inwestycji i remontów. Po nim będzie wiadomo, ile i jakie prace będziemy w stanie zrobić - dodaje rzeczniczka. Po cichu urzędnicy liczą na dodatkowe pieniądze w połowie roku od radnych, którzy będą dokonywać korekty budżetu. Jaka to będzie jednak kwota? Na razie nie wiadomo. Pieniędzy na łatanie dziur nie mają też dzielnice. Szkoda tylko, że na kryzysie finansowym tracą głównie kierowcy, którzy wydają fortunę na naprawy w warsztatach. - Tak nie da się przecież jeździć. Urzędnicy nie powinni na nas oszczędzać - mówi oburzony Sławomir Piętka (65 l.), przedsiębiorca z Woli.