Nie żyje 3-letni Damian. Lekarze odsyłali go do domu, w końcu nadeszło najgorsze

i

Autor: Shutterstock Nie żyje 3-letni Damian. Lekarze odsyłali go do domu, w końcu nadeszło najgorsze

Tragedia!

Warszawa. Nie żyje 3-letni Damian. Lekarze odsyłali go do domu, aż w końcu zmarł

2023-08-11 19:18

Rodzice Damianka są w rozpaczy. Ich synek nagle zachorował. Gdy przyjeżdżali do szpitala lekarz odsyłał ich do domu. W końcu było za późno. 3-letni chłopiec zmarł. Od ponad roku śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura. Wstrząsający reportaż Agnieszki Madejskiej ukazał się w programie Uwaga! TVN.

Warszawa. Nie żyje 3-letni Damian. Lekarze odsyłali go do domu aż zmarł

Rodzice zmarłego chłopca pochodzą z Ukrainy. Jana i Vadim od ponad 5 lat mieszkają w naszym kraju. Ich najmłodszy synek urodził się już po przeprowadzce do Polski. Rodzice Damania zapewniają, że nigdy nie chorował i dobrze się rozwijał. Był pogodnym dzieckiem.

Pod koniec kwietnia 2022 r. wieczorem źle się jednak poczuł. Rodzice zabrali go w środku nocy do szpitala. Lekarz dyżurujący w placówce przy Niekłańskiej zbadał go i wypisał leki. Malec wrócił do domu. Jego stan zaczął się jeszcze bardzie pogarszać. Wymiotował, miał gorączkę. - zmienił się na buzi, miał sine pod oczami. Miał też sine usta. Źle wyglądał – opowiada w materiale TVN pani Jana. Dwa dni od pierwszej wizyty, 29 kwietnia, rodzice znów zabrali synka do szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej. Po 2 godzinach od przyjęcia zbadała go lekarka. Jej reakcja miała być dla rodziców szokiem. Nakrzyczała jeszcze na mnie, powiedziała, że z dzieckiem nic strasznego się nie dzieje. Powiedziała, żebym jechała do domu i poszła do swojej przychodni – opisuje matka Damiana. Chłopiec nie otrzymał pomocy. Wrócił do domu. Wtedy zaczął się prawdziwy koszmar.

Damianek zaczął wymiotować czarną mazią. Gdy po raz trzeci trafił do szpitala, tym razem karetką, na pomoc czekał godzinę. - W końcu, jak dostaliśmy się do lekarza, to dziecko było w bardzo krytycznym stanie. Zbadali go, od razu wzięli do innego gabinetu, gdzie próbowali działać – powiedziała w rozmowie z dziennikarką TVN pani Jana. - Lekarze ratowali go dwie godziny. Przyszła lekarka i powiedziała, że ma dla nas niedobrą wiadomość: "Wasz synek już nie żyje". Byliśmy z żoną w szoku – mówi ojciec chłopca. Po tych słowach matka chłopca chciała rzucić się pod z rozpaczy pod samochód.

Okazało się, że synek pary z Ukrainy miał sepsę. To śmiertelnie niebezpieczne zakażenie organizmu. Gdy bakterie dostaną się do krwi, atakują narządy. Wtedy najważniejszy jest czas. Nie ma wątpliwości, że gdyby pomocy udzielono chłopcu wcześniej, mógłby żyć. Teraz od ponad roku w sprawie toczy się śledztwo. Przedstawiciele szpitala odmówili dziennikarzom TVN rozmowy przed kamerami. Czekają na oficjalne zakończenie postępowania.

Sonda
Czy kiedykolwiek nie została ci udzielona pomoc w szpitalu?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki