Czy głos mieszkańców dzielnicy nie ma już dla władz żadnego znaczenia? Urzędnicy, którzy od kilku miesięcy szykują reorganizację kuchni, wreszcie postawili na swoim. O prywatyzacji stołówek w Śródmieściu zrobiło się głośno na początku roku. Rodzice dowiedzieli się, że placówki, do których chodzą ich dzieci, będą wynajmować kuchnie prywatnym firmom, a samorząd przestanie dokładać do obiadów. Do tej pory płacili tylko za tzw. wsad do kotła. Natomiast za pracę kucharek oraz media i utrzymanie kuchni płaciła dzielnica. Pikietowali i prosili włodarzy, aby zachować funkcjonowanie kuchni na dotychczasowych zasadach. To jednak nic nie dało.
Urząd dzielnicy rozstrzygnął właśnie konkurs na obsługę stołówek w 23 śródmiejskich szkołach. 12 z nich będą prowadzić dotychczasowe kucharki, które założyły działalność gospodarczą. W pozostałych zostały wybrane zewnętrzne firmy. Dzielnica chce w ten sposób zaoszczędzić około 3 mln rocznie. Stało się też to, czego opiekunowie obawiali się najbardziej: ceny posiłków, które do tej pory kosztowały około 4,90 zł, wzrosną średnio o 2 zł.
- Nie będzie to catering, stawiamy na wysoką jakość żywienia. Cena za obiad będzie wynosić około 7,40 zł. Dzieci, których nie będzie stać na wykupienie obiadów, będą miały te posiłki dofinansowane - zapewnia Urszula Majewska, rzecznik dzielnicy Śródmieście.
Rodzice są załamani. - To duża podwyżka. Nie wszystkich będzie stać, żeby kupić posiłek swojej córce lub synowi - mówi Agnieszka Spławska (40 l.), mama Oliwii (7 l.).
Niestety, stołówki szkolne mają być sprywatyzowane także w innych dzielnicach: na Bielanach, Mokotowie, Bemowie i w Wesołej.