Niestety, w tym miejscu rondo turbinowe, które testowane jest z takim upodobaniem, w Warszawie nie zdaje egzaminu. Kierowcy są zdezorientowani i wściekli, bo przejechanie ronda w godzinach popołudniowego szczytu graniczy z cudem. A drogowcy jakby nie widzieli, co się dzieje, tłumaczą, że będzie lepiej, a obecna organizacja jest dla dobra warszawskich kierowców.
- Tędy nie da się już jeździć! Kto to wymyślił? Jak można zwęzić ot tak sobie rondo? - grzmiał zdenerwowany Arkadiusz Marciniak (22 l.), kierowca z Pragi. - A przecież będzie jeszcze gorzej, kiedy wszyscy tu się zjadą jak zamkną skrzyżowanie al. Solidarności z Targową - dodaje.
Teraz korek na Jagiellońskiej ciągnie się po horyzont. Nic dziwnego, skoro przed samym wjazdem na rondo od strony Ratuszowej ustawiono wielką wysepkę i zwężono jezdnię. Z trzech pasów drogowcy zrobili też dwa dla tych, którzy chcą pojechać z ronda w ulicę Jagiellońską w kierunku Białołęki.
- To wszystko ze względów bezpieczeństwa - tłumaczy rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich Karolina Gałecka. - Często dochodziło tu do kolizji, a teraz piesi mają jak uciec przed nadjeżdżającym autem - dodaje. I rzeczywiście miejsca mają aż nadto. Urzędnicy tłumaczą, że nowa organizacja ruchu na rondzie Starzyńskiego się sprawdzi. Tak jak miało to miejsce w innych stolicach europejskich. - Kierowcy muszą się tylko przyzwyczaić - mówi Gałecka. Przyzwyczaić do korków to jedyne wyjście - kwitują wściekli kierowcy.
Arkadiusz Marciniak (22 l.), kierowca z Pragi:
- Urzędnik, który to wymyślił, chyba nigdy tędy nie jechał! Osoba odpowiedzialna za tę bezmyślną organizację ruchu, która zmniejszyła przepustowość ronda, powinna stracić swój stołek!