Urzędnicy myślą chyba tylko o tym, jak wyciągnąć od nas jak najwięcej pieniędzy! Władze Warszawy wymyśliły sobie kolejny podatek, który spustoszy nasze kieszenie i zasili dziurawy budżet miasta. W dodatku absurdalny! Ratusz chce, żebyśmy płacili za padającą na nasze domy deszczówkę i śnieg. Ten szalony pomysł podsunęły mu Poznań, Koszalin i Bielsko-Biała, które wprowadziły podatek kilka lat temu.
Nowa opłata tak jak w innych miastach zależeć będzie od powierzchni nieruchomości i wielkości miesięcznych opadów. Płacilibyśmy za każdą utwardzoną powierzchnię, z której woda trafia do miejskiej kanalizacji deszczowej.
Najbardziej po kieszeni dostaną mieszkańcy domów jednorodzinnych, którzy płacić będą sami. Lokatorzy bloków opłatą, którą do czynszu doliczą spółdzielnie i wspólnoty, podzielą się z sąsiadami. Na razie Ratusz o konkretnych stawkach jeszcze nie myśli, a jak wygląda to w innych miastach?
We Wrocławiu za każdy metr kwadratowy terenu zajmowanego przez budynek zapłacić trzeba 6 groszy miesięcznie. W Bytomiu, gdzie podatek będzie naliczany od lutego, przykładowa stawka dla domku jednorodzinnego o powierzchni 92 mkw. to około 8,15 zł brutto miesięcznie, a dla mieszkańca bloku - 2,49 zł.
Warszawiacy nie kryją wściekłości. - To zakrawa na żart! Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli płacić za wdychane powietrze! - denerwuje się Bożena Krzak (57 l.) z Wesołej, która nie wyobraża sobie płacenia za 120-metrowy dom i wybetonowaną ścieżkę do furtki.
Ratusz oczywiście uspokaja. - Ten pomysł jest w mieście od kilku lat. Obecnie analizujemy możliwości wprowadzenia takiej opłaty, ale jest to skomplikowane - mówi Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika prasowego Ratusza. Jakoś trudno uwierzyć w te zapewnienia, patrząc na ostatnie podwyżki. Tym bardziej że nowy podatek to nawet kilkanaście dodatkowych milionów złotych dla miasta.