Przestępcy od jakiegoś czasu byli pod obserwacją śledczych. W końcu policjanci namierzyli wyjeżdżającą z lasu alfę romeo - auto należące do 32-letniego Macieja B., znanego w kryminalnych kręgach mężczyzny. Okazało się, że to słuszny trop. 32-latek podjechał do szrotu i tam wypakował podzespoły ze skradzionego auta. Kiedy do akcji wkroczyli policjanci, nie był w stanie wytłumaczyć, skąd je ma. W tym samym czasie druga grupa funkcjonariuszy w lesie, z którego wyjechał Maciej B., zatrzymała dwóch mężczyzn - 30-letniego Kamila S. i 31-letniego Adama K., którzy akurat rozbierali toyotę corollę. Jak się okazało, to części z tego auta trafiły do szrotu.
Zobacz: Auta dla prezesa Kolei Mazowieckich za pół miliona, a pasażerowie jak sardynki podróżują pociągami!
- Kradzione w stolicy auta ukrywane były w dziupli w lesie w Starych Grabiach. Części po rozmontowaniu trafiały do szrotu samochodowego w Karolewie - wyjaśnia Edyta Adamus z biura prasowego Komendy Stołecznej Policji. W złodziejskiej kryjówce policjanci znaleźli jeszcze trzy inne kradzione toyoty. Właścicielowi szrotu oraz mężczyznom zatrzymanym w dziupli grozi do pięciu lat więzienia. Z kolei Maciejowi B. funkcjonariusze przedstawili zarzut kradzieży jednej z toyot. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Polecamy: Ścieżki rowerowe w Warszawie. Tu znajdziesz nowe ścieżki rowerowe
Czytaj także: Walcz o swój autobus