Sławomir M. przez długi czas kierował referatem komunalnym oddziału terenowego na Białołęce. Ale w 2010 roku na M. poskarżyli się nie tylko podwładni, ale też... okoliczni mieszkańcy.
- Kierownik M. powiedział, i tu cytuję, że nie ma "zasranego obowiązku ze mną gadać, a takich jak ja to tu jest na pęczki i chyba nie chcę mieć utrudnionego życia" - pisał w skardze do komendanta Zbigniewa Leszczyńskiego jeden z mieszkańców ul. Myśliborskiej. Jak wynika ze skarg, do których dotarł "Super Express", ulubione powiedzonka kierownika M. to "zamknij pi..ę" albo "będziecie z buta zapier....ć". Skargi w końcu doprowadziły do wewnętrznej kontroli na przełomie września i października 2010 roku, po której kierownik M. został zdegradowany i przeniesiony do referatu przewozu osób. Powodem tego było m.in. "Wyrażanie się o podwładnych w sposób poniżający, nieprzestrzeganie regulaminu pracy i niezachowywanie się z godnością".
Ale na nowym stanowisku M. szybko awansował. Co więcej, podczas zeszłorocznego święta strażników Hanna Gronkiewicz-Waltz wręczyła mu... Złoty Krzyż "Zasłużony dla straży". Ale to inny fakt jest najbardziej zadziwiający. Kilka tygodni temu zdegradowany strażnik... wrócił do tej samej jednostki, z której go wyrzucono. Na razie jest zastępcą kierownika referatu komunalnego. - Taki cyrk możliwy jest tylko w straży miejskiej - kwitują strażnicy, którzy mają dosyć pracy z wulgarnym szefem.