Karolina Sowińska po wakacjach pójdzie do trzeciej klasy. Jeśli będzie musiała napisać wypracowanie, jak spędziła wakacje, wspomni w nim na pewno o dziadku powstańcu, z którym była w Muzeum Powstania Warszawskiego. - Mój dziadek jest bohaterem. I walczył. Ja nie byłabym taka odważna jak on - mówi dziewięciolatka. Wojciech Sowiński natychmiast oponuje: - Bohaterem to zostałem nazwany teraz! Wtedy nie byliśmy żadnymi bohaterami. Byliśmy butnymi młodymi ludźmi, odważnymi może, którzy chcieli światu pokazać, że Polska istnieje.
Zobacz: Warszawa. Bulwary zachwycają!
"Sowa" walczył w zgrupowaniu "Kryska" na Powiślu. Przyznaje, że jedyne radosne chwile, jakie wyniósł z tamtego czasu, to spotkania z fantastycznymi chłopakami i pięknymi dziewczynami. Był podrywaczem. Jeden z żołnierzy, poeta, ułożył nawet o nim piosenkę "A nasz kapral Sowa to jest chłop morowy, kobieciarz z niego zawodowy" na melodię "Raduje się serce, raduje się dusza". - Poza tym to były trudne przeżycia - przyznaje powstaniec. W gronie rodzinnym opowiadał o wojennych losach. Jak został ranny, gdy wybuchł "goliat" w kamienicy przy Rozbrat. - Z pierwszego piętra spadłem na parter razem z gruzami. Byłem przysypany i tak pokancerowany, że wszyscy myśleli, że już jestem martwy. Ale Karolinka jest jeszcze za młoda, żeby słuchać o tych strasznych czasach - zwraca uwagę. - Mogę ją najwyżej uczyć powstańczych piosenek. I tego, co to jest patriotyzm - zapowiada. - Bo my wtedy, w sierpniu i wrześniu 1944 r., wszystko robiliśmy z patriotyzmu, wierząc, że to ma głęboki sens. A dziś patriotyzm trudniej pokazać. Teraz skoro młodzież nie musi się bić o wolność, musi ciężej pracować, żeby patriotyzm okazać. Teraz patriotyzm to nauka i praca dla Polski, a nie walka - ocenia Wojciech Sowiński. I takie przesłanie kieruje do młodego pokolenia.