Ratusz co krok przypomina warszawiakom o konieczności oszczędzania w ciężkich czasach. Jednocześnie wciąż pompuje miliony w biurokrację, która i tak jest już przerośnięta. Wystarczy wspomnieć o rzeszy blisko 7 tysięcy urzędników, których w dodatku wciąż przybywa. Armia prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz (60 l.) jest już tak duża, że nie mieści się w 22 należących do miasta siedzibach, ale nawet to nie zraża urzędników! Ratusz lekką ręką wydaje co roku grube miliony na dodatkowe biura. W 2012 roku za wynajem ponad 6,2 tys. mkw. powierzchni w 7 budynkach zapłacimy ponad 3,6 mln zł.
Dla władz miasta te wydatki to nic zdrożnego. - Wynajmujemy biura, bo miejskie powierzchnie, którymi dysponujemy, nie są wystarczające. Czasy są trudne i nie stać nas na budowę własnego ratusza - tłumaczy Bartosz Milczarczyk (31 l.), rzecznik urzędu miasta.
W mieszkańcach te tłumaczenia nie budzą zrozumienia. Zwłaszcza w rodzicach, którzy mają dość tego, że polityka prorodzinna władz miasta to jedynie piękne hasło na sztandarach. Przykładem choćby obiecywana od 2010 roku warszawska karta dużej rodziny. Choć zestaw ulg dla rodzin z trójką lub większą liczbą dzieci miał zostać przyjęty jesienią przez radę Warszawy, projekt nadal nie trafił do stołecznych radnych. Nikt nie próbuje nawet zgadywać, kiedy przepisy dające zniżki w teatrach czy na miejskich basenach, mogłyby wejść w życie.
Rodzice są wściekli i nic dziwnego. Ich zdaniem biurokraci powinni w końcu wychylić nos zza swoich biurek i wyciągnąć pomocną dłoń do rodzin, które ledwo wiążą koniec z końcem. - Brakuje przedszkoli, są problemy ze żłobkami. Mama, która rodzi dziecko, niemal nie ma szans na pracę. W tej rzeczywistości nawet dwójka to wyzwanie, na którą przydałaby się jakaś pomoc - mówią zgodnie Ala (34 l.) i Tomasz (37 l.) Stankiewiczowie z Pragi. Mają dwie córki, Sabinę (6 l.) i Lenę (5 m-cy), i o dalszym powiększeniu rodziny nie mogą nawet myśleć, bo po prostu nie byłoby ich na to stać.