Państwo Łascy przejęli rodzinny biznes - pralnię, która mieści się w budynku w środku osiedla. Pralnia w tym miejscu istnieje od ponad 40 lat. W ostatnich miesiącach do jej właścicieli nagle zaczęły przychodzić pisma z ZGN. - Za blisko 100-metrowy lokal, piwnice i dach zamiast 3 tys. zł miesięcznie będziemy musieli płacić aż 7 tys. zł, bo dzielnica podwyższyła nam stawki z 9 zł za metr kwadratowy do blisko 21 zł - mówi przerażona pani Beata.
- Pójdziemy przez to na bezrobocie. Ja cen nie podniosę, bo stracę klientów. Wokół przecież sami emeryci i ludzie biedni, którym dziś ciężko wysupłać nawet kilka złotych na pranie - dodaje. Podobne pisma dostali też inni przedsiębiorcy. W sumie podwyżka dotyczy ok. 400 punktów usługowych, sklepów i kawiarni na terenie całej dzielnicy, a także blisko tysiąca wynajmowanych od niej garaży.
A jak tak drakońskie stawki za czynsze tłumaczy dzielnica? - Większość lokali dotkniętych podwyżkami miało je ustalone już w latach 90. - mówi Jacek Dzierżanowski, rzecznik Mokotowa. - Stawki muszą być urealnione. W komercyjnych lokalach obok są wielokrotnie wyższe czynsze, a u nas wciąż wynoszą 5 zł za metr - dodaje.
Według dzielnicy przedsiębiorcy mogą jeszcze negocjować nowe czynsze. Zwłaszcza jeżeli są to lokale usługowe i rzemieślnicze. To na razie jednak się nie udaje. Tylko wokół pralni na ul. Modzelewskiego z powodu wysokich opłat zostały zamknięte już apteka oraz kiosk. - Te miejsca z taką polityką lokalową będą stały puste przez lata, bo nikogo nie stać, aby płacić takie pieniądze - mówi pani Beata.