Zamknięty odcinek między ul. Kajki a Wierzchowskiego ma długość kilometra. - Podbudowa i asfalt nie nadają się do użytku, stąd pilny remont - tłumaczy Adam Sobieraj (36 l.), rzecznik Zarządu Dróg Miejskich. Ale ta naprawa to nie jest zwykłe frezowanie, robotnicy muszą odtworzyć podbudowę jezdni, tak by wierzchnia warstwa asfaltu przestała się zapadać. Przez tydzień największe dziury będą wypełniane nową podbudówką i dopiero wtedy zostanie wylany asfalt. To wymaga całkowitego zamknięcia jezdni. Szkoda tylko, że skoro już drogowcy zdecydowali się zamknąć trasę, to zamiast solidnej naprawy znów postawili na fuszerkę i łatanie jedynie największych ubytków.
Cały ruch w stronę Siedlec i Lublina został przeniesiony na jeden pas jezdni do Warszawy. Wczoraj około godziny 9 korek w stronę Warszawy ciągnął się aż od Starej Miłosnej. - To, co się teraz dzieje na tej ulicy, to istny horror - denerwował się Jan Nowacki (66 l.), który stał w gigantycznym korku do Warszawy ponad godzinę. Paraliż był też po południu. Na przystankach pasażerowie ponad godzinę czekali na autobus linii 411 jadący do Starej Miłosnej. Jak zapowiada rzecznik ZDM, naprawa ma potrwać do soboty. Oby tylko udało się skończyć remont do niedzieli, bo wtedy powrót z majówki może okazać się prawdziwym koszmarem.