Hanna Popiołek (61 l.) przez 14 lat pracowała jako dozorczyni w spółdzielni Natolin. Mieszkała w mieszkaniu służbowym przy ul. Meander, czekając jednocześnie na przydział mieszkania spółdzielczego. Gdy zrezygnowała z pracy i musiała oddać mieszkanie służbowe, zapytała o swój przydział. Na nieszczęście dla niej spółdzielnia była już wtedy podzielona na cztery inne. - Usłyszałam, że w Natolinie i Wyżynach mieszkań nie ma - opowiada pani Hanna. - Odesłano mnie na Kabaty z informacją, że tam mam szukać swojego wkładu i mieszkania - dodaje. Szybko okazało się, że ani pieniędzy, ani mieszkania tam nie ma. Trzy pozostałe spółdzielnie też nie kwapiły się do przyznania jej lokalu.
Gdy w 2002 r. spółdzielni Wyżyny udało się eksmitować panią Hannę z zajmowanej przez nią służbówki, postanowiła walczyć. Skierowała sprawę do sądu. Ta ciągnie się już ponad sześć lat, obecnie po raz kolejny zajmuje się nią sąd okręgowy. W połowie października ma zapaść wyrok, którego wydanie odraczano już dwa razy. Katarzyna Górska, pełnomocnik pani Hanny, która reprezentuje ją z urzędu, przyznaje, że sprawa jest bardzo skomplikowana. Nie tylko z powodu podziału spółdzielni. - Opieramy się na dosyć dawnych dokumentach, ale widać, że żądania pani Hanny są uzasadnione - mówi Katarzyna Górska. - Wszystko zależy jednak od interpretacji sądu - dodaje.
Pani Hania każdego dnia modli się o korzystny wyrok, który zakończy trwające tyle lat piekło. Od eksmisji tuła się po Warszawie. Pierwsze dwa lata spędziła w przytulisku, w końcu znalazła pokój. Zapisała się też na listę oczekujących na lokal komunalny, ale grozi jej, że będzie na niego czekać w noclegowni. Starsza kobieta, u której za 400 zł wynajmuje pokój, chce, żeby się wyprowadziła. - Nie wiem, co będzie dalej. Jestem kłębkiem nerwów, mam 920 zł emerytury i żyję bez meldunku - mówi. Szuka czegoś do wynajęcia, ale ludzie wolą studentów. - Nawet pies ma budę, a ja zostałam bez niczego - dodaje ze łzami w oczach kobieta, która została bez dachu nad głową.
Na prezesie spółdzielni, której poświęciła 14 lat życia, los pani Hanny nie robi żadnego wrażenia. - Niech sąd rozstrzygnie, kto ma rację - stwierdza krótko prezes spółdzielni Wyżyny Krzysztof Gosławski (52 l.).