Testowi "Super Expressu" na znajomość miasta poddał się tym razem Sebastian Wierzbicki (37 l.), kandydat SLD, mieszkaniec Białołęki i obecny radny miasta. Czarną opaskę z oczu mógł zdjąć dopiero przy ul. Sążnistej na Wilanowie i miał za zadanie wrócić stamtąd pod Dworzec Centralny. Krajobraz w tym miejscu był dość nietypowy: z jednej strony pole kapusty, z drugiej wysokie kominy na Siekierkach. - Kojarzy mi się z Ursusem - kandydat próbował zgadnąć, gdzie jest. - Wilanów to był mój drugi typ - dodał rozbawiony, gdy już zobaczył tabliczkę z nazwą ulicy. Najgorzej było wyjść z osiedlowych uliczek. Przy skrzyżowaniu zatrzymał się bezradnie. Kierunek trasy do najbliższego przystanku autobusowego pomogła mu wytyczyć mieszkanka Wilanowa. Udało się. A na przystanku niespodzianka. - Skandal! Brak rozkładu jazdy - skwitował kandydat.
Zobacz też: Warszawa. Bezpańska dziura zatrzymała tramwaje
Jestem przygotowany na takie sytuacje
Dostał pozwolenie, by w telefonie komórkowym sprawdzić rozkład jazdy z tego przystanku. Po 10 minutach oczekiwania sam zatrzymał autobus na żądanie. Nie musiał kupować biletu od kierowcy. - Jestem przygotowany na takie sytuacje. Zawsze mam w portfelu jeden bilet - pokazał 20-minutówkę. Na Sadybie trzeba się było przesiąść, więc tam kandydat kupił kolejny bilet na 20 minut. Nie przemyślał zakupu albo przeliczył się. Autobus jechał chwilę dłużej, bilet stracił ważność i ostatni przystanek w centrum miasta kandydat z duszą na ramieniu przejechał już na gapę. Kontrolerów nie było. - Karty miejskiej nie wyrobiłem, bo jednak najczęściej jeżdżę z kierowcą albo własnym samochodem - przyznaje Wierzbicki. A służbowa limuzyna przysługuje mu jako wiceszefowi Rady Warszawy.
Podróż z Wilanowa zajęła mu 80 minut, bo wybrał tylko jedną przesiadkę. Paradoksalnie, byłoby nieco krócej autobusem, metrem i tramwajem ale na to kandydat nie wpadł.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail