Dramat rozegrał się tuż po godz. 15. Zszokowani przechodnie, widząc, co się dzieje, natychmiast wezwali straż pożarną, a ta ściągnęła płetwonurków.
Zanim jednak na miejsce przyjechali ratownicy, pojawił się policjant. Funkcjonariusz zobaczył unoszący się na wodzie plecak i pomyślał, że jeden z chłopców się go trzyma. Niewiele myśląc, wskoczył więc do wody. Niestety, okazało się, że nikogo przy plecaku nie ma. Chwilę później pojawiła się straż pożarna i specjalny zespół płetwonurków z Żerania.
Pierwszego z nastolatków udało się wyciągnąć spod lodu po około 20 minutach. Drugi spędził pod nim blisko pół godziny. Gdy wydobyto ich na brzeg, nie dawali oznak życia, dlatego lekarze natychmiast zaczęli reanimację. Trwała ona bardzo długo. Potem Damiana P. (17 l.) i jego starszego kolegę Michała J. (19 l.) przetransportowano karetką do szpitala, jednak żadnego z nastolatków nie udało się uratować.
Dlaczego chłopcy zdecydowali się wejść na taflę? - Z wstępnych ustaleń policji wynika, że najprawdopodobniej założyli się - tłumaczy kom. Joanna Banaszewska z policji na Woli. Prawdopodobnie chodziło o to, który z nich pierwszy dobiegnie do leżącego na lodzie kamienia.
Jak ustalił "SE", chłopcy przyjechali na Wolę z Pragi ze znajomymi do koleżanki. - Wybraliśmy się wspólnie, żeby odwiedzić znajomą z małym dzieckiem. Chłopcy oddalili się. Potem zobaczyłyśmy, że stoją na lodzie. Przeraziłam się i zaczęłam krzyczeć, żeby stamtąd zeszli, ale stwierdzili, że lód jest gruby i nic im się nie stanie. Po pięciu minutach podbiegł do mnie mój brat i powiedział, że wpadli do wody - opowiada załamana Patrycja (14 l.), koleżanka chłopców.