"Staruch" stawił się w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Pragi w towarzystwie trojga mecenasów, którzy mają bronić go przed grożącą mu karą nawet 10 lat więzienia. Tyle może dostać za zarzucane mu przez prokuraturę wprowadzenie do obrotu kilograma amfetaminy, przygotowania do wprowadzenia do obrotu kolejnych 5 kg oraz przetrzymywanie dowodów osobistych dwóch osób.
Wczoraj nie zdążył jednak nawet usłyszeć zarzutów, bo sąd sprawę odroczył. Wszystko przez decyzję o połączeniu procesu "Starucha" ze sprawą oskarżanego o pośredniczenie w obrocie narkotykami Marcina S. oraz wniosek obrony dotyczący włączenia do sprawy tajemniczego pisma Prokuratury Generalnej. - Zawiera ono sugestie dotyczące prowadzenia tej sprawy karnej, traktowania dowodów oraz opinie o toczącym się postępowaniu. Opinie negatywne, według których postępowanie miało być prowadzone w sposób nieprawidłowy - argumentował mec. Olgierd Pogorzelski.
Kolejna, a tak naprawdę pierwsza rozprawa odbędzie się 9 lipca. "Staruch" poczeka na nią w domu. W lutym, po ośmiu miesiącach odsiadki przerwanej decyzją sądu, wyszedł z aresztu. Wczoraj nie chciał komentować zarzutów. - Choćby dlatego, że ich nawet nie usłyszałem - powiedział "Super Expressowi" Piotr Staruchowicz.