WARSZAWA: Strażnicy chcą być jak policja w Nowym Jorku

2013-03-25 2:00

Strażnicy nie próżnują i mają coraz lepsze wyniki. Mało tego, twierdzą, że wzorce czerpią z... Nowego Jorku. Czy to oznacza, że stolica jest bezpieczniejsza? Nie! To znaczy, że miejscy szeryfowie wystawili jeszcze więcej mandatów, założyli jeszcze więcej blokad na koła i przegonili jeszcze więcej przysłowiowych "babć sprzedających pietruszkę".

Ostatnio swoimi wynikami pochwalili się w sprawozdaniu, które przygotowali na posiedzenie rady miasta. - Te dane jednoznacznie pokazują, że jest to jednostka nastawiona na maksymalizowanie dochodów budżetowych, a nie dbanie o bezpieczeństwo i porządek na ulicach - mówi Jarosław Krajewski (30 l.), radny PiS, zbulwersowany raportem strażników.

Czym chwalą się miejscy szeryfowie? "W 2012 roku strażnicy nałożyli 207 430 mandatów karnych na łączną kwotę 29 526 090 zł. W porównaniu z rokiem ubiegłym, kiedy funkcjonariusze nałożyli 166 336 mandatów, nastąpił wzrost na poziomie blisko 24%" - czytamy w raporcie.

Skąd taki wzrost liczby kar? Czy warszawiacy nagle przestali przestrzegać przepisów? Nie! Po prostu miejscy szeryfowie dają mniej pouczeń i od razu wlepiają wysoki mandat. "Jednocześnie w porównaniu z rokiem 2011 nastąpił blisko 40 proc. spadek liczby zastosowanych środków oddziaływania wychowawczego (pouczeń i poleceń)" - informują dumni strażnicy. Sami twierdzą też, że... sięgają do wzorców zagranicznych.

- Pouczeń jest mniej, bo najwyraźniej nie przynosiły efektu wychowawczego. Jak pokazały wzorce z Nowego Jorku, polityka "zero tolerancji" przynosi efekty. Wzrost liczby mandatów wynika z łamania zakazu wjazdu na most Śląsko-Dąbrowski - wyjaśnia Krzysztof Mich z zespołu prasowego SM.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki