- Dlaczego tak drogo?! - pytał ostatnio urzędników szef klubu PiS w Radzie Warszawy Maciej Wąsik (44 l.). - Czy ten szalet jest z mahoniu? - Nie. Z modrzewia syberyjskiego - odpowiedział wiceprezydent Michał Olszewski (36 l.). - Według harmonogramu mieliśmy w nim sikać w 2012 roku, a nie sikamy do dziś - atakował szef opozycji w radzie miasta. - Budynek jest już gotowy. Trwają odbiory techniczne - ripostował wiceprezydent.
ZOBACZ: Warszawa: Będzie nowy szalet miejski
Jak się okazuje, szalet publiczny, który zaplanowali stołeczni urzędnicy chcący ulżyć plażowiczom i spacerowiczom przechadzającym się nad Wisłą, przekształcił się w sanitariat z gastronomią i wypożyczalnią leżaków. Urzędnicy uznali, że koszt utrzymania samego szaletu byłby zbyt duży. A dzięki dodatkowym funkcjom budynek wykonany za publiczne pieniądze będzie można później wynająć komuś, kto będzie tam prowadził działalność gospodarczą, a miastu odprowadzał opłaty. I w ciągu kilku lat koszt inwestycji się zwróci.
ZOBACZ: KĘDZIERZYN-KOŹLE: Kolejowy zboczeniec instalował UKRYTE KAMERKI w TOALETACH
Cena inwestycji zwiększyła się, jak tłumaczą urzędnicy, nie tylko z powodu estetyki budynku wykonanego z drewna modrzewiowego, lecz także ze względu na skomplikowaną konstrukcję na terenie zalewowym i wymagania Instytutu Gospodarki Wodnej. Dlatego parter z przebieralniami, szatniami i prysznicami musi być demontowany w razie zalania. A do szaletu ma prowadzić coś w rodzaju zwodzonego pomostu dostosowanego dla niepełnosprawnych - schody, które ważą blisko tonę, da się podwyższyć w razie podniesienia poziomu wody w Wiśle.
Budowa tego szaletu z bajerami właśnie się zakończyła. - Wykonawca teraz usuwa usterki. Zakładam, że kilka miesięcy potrwa wyłonienie firmy, która będzie użytkowała budynek - zapowiada wiceprezydent Olszewski. Otwarcie nastąpi wiosną przyszłego roku.